26 października 2014

It’s high time to get fit

Pamiętacie jak pisałam post na temat pewności siebie, na temat tego, że podchodzę inaczej do samej siebie i z dnia na dzień coraz lepiej się ze sobą czuję, że rozwijam się i wszystko co robię, robię po to, by zadowolić siebie, by czuć się z tym dobrze i móc powiedzieć, że kocham siebie? Post o tym, że nie chciałabym być kim innym? Kolejnym etapem było zajęcie się tym, jak wyglądam. Nie do końca czułam się komfortowo ze sobą i nadal nie jestem zadowolona z tego jak wyglądam, ale pracuję nad tym i takim większym krokiem było zmuszenie się do - a następnie polubienie - regularnego ruchu. Zaczęłam od tego, że biegałam z sąsiadką po lesie. Było fajnie, ale przyszła pora roku jaka przyszła i pogoda, którą widzicie w chwili obecnej za oknem i moja, jak ją często nazywam, nieistniejąca odporność nie pozwala mi na dalsze bieganie poza domem, z racji tego, że pewnie utknęłabym znów na jakieś trzy miesiące w łóżku i zawaliła wszystkie obowiązki. Żeby jednak utrzymać to, na co zaczęłam pracować i dalej dążyć do lepszego samopoczucia, kondycji i fajnego, zadowalającego mnie wyglądu, skusiłam się na siłownię. Na początku października wykupiłam karnet i śmigam sobie w wolnych chwilach, żeby poćwiczyć.



BLOG ZOSTAŁ PRZENIESIONY, WIĘC W CELU PRZECZYTANIA POZOSTAŁEJ CZĘŚCI POSTA I OBEJRZENIA RELACJI FOTOGRAFICZNEJ, KLIKNIJ PROSZĘ W TEN LINK.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz