31 sierpnia 2013

Miasto kości, Cassandra Clare

Z okazji ekranizacji pierwszego tomu z serii Dary Anioła, czyli "Miasto kości", wydawnictwo MAG, postanowiło wydać książkę po raz drugi, dając jej okładkę filmową. Jest to dość popularny zabieg, który przyciąga osoby, które do tej pory nie były związane z serią, ale widząc na okładce plakat filmowy, prawdopodobnie zwrócą na nią większą uwagę. Wydawnictwo postanowiło udostępnić mi jeden z egzemplarzy, abym mogła sobie przypomnieć losy Clare przed przeczytaniem kontynuacji i który ja postanowiłam (za zgodą wydawnictwa oczywiście!) przeznaczyć na przyszły konkurs. Akurat Wasza pomoc w konkursie, w którym sama brałam udział zbiegła się w czasie, więc myślę, że ten tytuł będzie fajnym podziękowaniem za Waszą pomoc. Wyników jeszcze nie znam, ale jak tylko się dowiem (prawdopodobnie w przyszłym tygodniu!) to na pewno się pochwalę no i ogłoszę zasady, dzięki którym ta świetna książka, będzie mogła trafić do jednego z Was ;) A tak w ramach przypomnienia podrzucam fragmenty, wcześniej opublikowanej już recenzji, do której dodałam jednak kilka przemyśleń:

30 sierpnia 2013

POMOCY! - Druga odsłona konkursu, czyli Paulaaaa próbuje wygrać kilka książek ;)

Tutaj znajdziecie wczorajszą odsłonę, wszelkie zasady, nagrody (i poprawne odpowiedzi xD) a w skrócie: chodzi o tytuł i autora przedstawionej niżej, niekompletnej jeszcze okładki. W zamian ja mogę wygrać książki a wy konto premium i kurs języka angielskiego na platformie Fiszkoteka!! Z moich poszukiwań wynika, że się nie myliliście, więc dzisiaj proszę o to samo osoby, które jeszcze nie udzielały się pod wczorajszym postem. Czym więcej komentarzy, tym lepiej dla mnie i dla Was, bo będzie konkurs, w którym do zgarnięcia, będzie wybrana dowolnie książka. Książki posiadam z różnych tematyk, więc znajdzie się i poradnik i kryminał i jakiś romans. Muszę poszperać i coś dla Was powybierać, ale najpierw zobaczymy, czy się spiszecie i czy uda mi się wygrać ;) Jeżeli macie rodzeństwo, czy znajomych, też możecie poprosić ich o zostawienie komentarza, bo liczą się tylko te unikalne. Jak już mówiłam, dla Was to tylko minutka a dla mnie ogromna radość z ewentualnej wygranej a uwierzcie mi, że cieszyłabym się jak dziecko, bo kocham to wydawnictwo! Prezent na minione urodziny moje i bloga idealny! :) Ale do rzeczy, kolejna odsłona (już bardziej kompletna!) okładki ;)

29 sierpnia 2013

KONKURS: JAKI TYTUŁ NOSI KSIĄŻKA?

Witam! Kolejny konkurs, ale tym razem to ja biorę w nim udział i potrzebuję Waszej pomocy a uwierzcie mi, że ta pomoc się opłaci! :) Więc tak:

JAKI TYTUŁ NOSI KSIĄŻKA, KTÓREJ NIEDOKOŃCZONĄ OKŁADKĘ WIDAĆ NIŻEJ?

27 sierpnia 2013

Czy gry komputerowe to naprawdę takie wielkie zło?


Często się słyszy, że to strata czasu, że spędzamy tylko długie godziny przed komputerem, które moglibyśmy poświęcić na coś produktywnego, na coś, co opłaci nam się w przyszłości. Po co grać w kolejną część simsów, need for speed, GTA, czy jakieś strzelanki. Osoby, które lubią grać się burzą, bo to w końcu ich hobby, coś co lubią robić a Ci którzy nigdy nie grali z góry utwierdzają się w przekonaniu, że wolą zająć się czymś innym, bo nic dobrego z grania nie będą mieli.

Którzy według Was mają rację? Po której stronie stoicie w tym momencie i jaka jest Wasza postawa? Z góry skazujecie grających w gry na porażkę życiową i brak samorozwoju, czy jednak lubicie sobie od czasu do czasu albo nawet codziennie w coś pograć? A może sami nie gracie, ale uważacie, że jednak coś fajnego z tego grania można wynieść?

Ja Was dzisiaj jakoś specjalnie przekonywać nie będę, ale napiszę o swojej własnej postawie. Nie wiem czy widać po tym co piszę na blogu, czy nie, ale gram. Gram dosyć często i dosyć dużo. Może nie codziennie przez długie godziny i na pewno nie dużo w trakcie roku akademickiego, ale już w tegoroczne wakacje, większą część weekendu i czasami kilka godzin w ciągu tygodnia zajmuje mi gra online. Tak naprawdę są dwie, ale jedna jest przeglądarkowa i tam zaglądam z doskoku w zupełnie wolnym czasie, więc się nie liczy, ale druga jest już normalną grą, która pochłonęła mi naprawdę sporo czasu. Ci którzy grają bardzo dużo to dla nich moje wyniki to nic, ale Ci którzy nie grają prawie w ogóle, albo sporadycznie będą zszokowani. Ostatnio sprawdziłam swoje statystyki i w ciągu dwóch i pół roku spędziłam online całe 42 dni mojego życia!! Gram w tę grę od bodajże 5 lat, więc podejrzewam, że tak all in all uzbierają się jakieś 3 miesiące. Powiecie masakra, ale...

To nie tak do końca stracone 42 dni mojego życia. Część z Was pewnie się dziwi, zastanawia się, dlaczego osoba, która pisze o motywacji i samorozwoju spędza tyle czasu w internecie, zamiast pouczyć się tego nieszczęsnego niemieckiego, na który tyle narzeka albo nie pójdzie poćwiczyć, skoro mówi, że chce schudnąć. Ale nie tak szybko... Gra w którą gram, na pozór może Wam się wydać bez znaczenia, ale dla mnie ma ogromne i mam do niej sentyment. Mianowicie, gra nazywa się Urban Terror i jest internetową grą, w której masz swoją postać, biegasz z bronią i zabijasz przeciwników. Są różne rodzaje rozgrywek, ale w to akurat nie będę się zagłębiać, bo nie o tym mowa. Gra się w nią na serwerach z innymi ludźmi, którzy w danym momencie są online (dla niezorientowanych a jednak coś kojarzących - to jest taka troszkę inna wersja popularnego CS'a). No i tutaj zaczyna się cała zabawa...


Dla mnie to nie jest tylko i wyłącznie sposób na odreagowanie albo zabawa, która pochłania długie godziny. To nie jest gra, która sprawia, że zapominam o całym świecie, gram i nie mam z tego żadnych korzyści. Zatem co zyskałam grając? Po pierwsze znajomych na całym świecie. I nie, nie śmiejcie się tutaj. Dajcie mi najpierw wyjaśnić - nie jestem internetowym freakiem, który nie ma znajomych w realu i szuka ich w internecie. Serwer, na którym gram jest międzynarodowy, więc poznałam ludzi z praktycznie każdego zakątka kuli ziemskiej. Z niektórymi utrzymuję całkiem fajny kontakt, więc jeżeli tylko będę miała możliwość podróżować do ich miast, mam gdzie się zatrzymać, co jest ogromnym plusem, dla osoby, która podróżować planuje dużo. W dodatku, często spotykamy się na TeamSpeaku (dla niezorientowanych - coś jak Skype, tylko bez kamerki i każdy rozmawia z każdym) i rozmawiamy. A żeby nie było kolorowo zero polskiego, bo i Polacy tam zbyt często nie zaglądają. Główny język to oczywiście angielski, ale bardzo często używane są też niemiecki, hiszpański, francuski i cała masa innych. Tak naprawdę dzięki tej grze i wielogodzinnych rozmowach nauczyłam się mówić po angielsku. Nadal robię dużo błędów, ale nie mam problemów z nawiązaniem swobodnej dyskusji na jakikolwiek temat, z każdym się dogadam i praktycznie każdego zrozumiem (wyjątkiem jest niestety Szkot, którego za żadne skarby nie mogę rozgryźć xD).

Tak więc mimo, że początkowo byłam przerażona tymi 42 dniami spędzonymi online, szybko doszłam do wniosku, że gdybym cofnęła się w czasie, zrobiłabym to samo. Mimo, że przez te 42 dni mogłabym zrobić naprawdę dużo to wiem, że osiągnęłam jeszcze więcej. Nic nie zastąpi rozmów z druga osobą, nawet jeżeli siedzi ona przed komputerem w Paryżu, Amsterdamie, Meksyku czy Tunisie. To dzięki tej grze nauczyłam się mówić po angielsku i zniosłam swoje wszystkie bariery, to dzięki tej grze spotkałam fantastycznych ludzi, z którymi mam nadzieję się kiedyś spotkać osobiście (co już powoli wdrażam w życie, ale to już temat na kolejny post! ;)) i to dzięki tej grze szlifuję teraz inne języki. Na porządku dziennym jest witanie się i krótka konwersacja w języku danego native speakera (tak, po Polsku coraz częściej teraz też!). Może to niewiele, ale od czegoś trzeba zacząć a takie ćwiczenia naprawdę wiele dają. Dzięki tej grze zobaczyłam, że z hiszpańskim radzę sobie lepiej niż mogłabym przypuszczać i podstawową konwersację (bardziej pisemną, niż jeszcze ustną) jestem wstanie poprowadzić. Utwierdziłam się też w przekonaniu, że nawet moje podstawy z niemieckiego leżą, więc czas najwyższy nad nimi popracować. To dało mi dużego kopa i sporą dawkę motywacji do dalszego działania. Odważyłam się napisać a potem odezwać a to naprawdę duży krok podczas nauki języka, więc wiem, że teraz pójdzie już tylko z górki ;)

Nie będę Was jakoś specjalnie nakłaniać do grania w gry, bo nie każda da Wam coś z siebie. Simsy raczej nie wniosą do Waszego życia nic ciekawego, chyba że chcecie nauczyć się ich języka (Simlish - tak, w internecie można znaleźć słowniki tłumaczące z angielskiego na Simlish), ale są gry, które oprócz rozrywki i możliwości odstresowania się, dają nam możliwość samorozwoju, co dla niektórych może wydawać się nieprawdopodobne. No bo powiedźcie mi.. podejrzewalibyście, że strzelanka online może pozwolić mi rozwijać swojego zainteresowania i własną osobę? Ja na pewno nie, ale teraz wiem, że nie należy oceniać książki po okładce i czasem warto spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy! Jako dzieciak grałam też w gry typu Faraon, Kleopatra czy Zeus, Pan Olimpu i dzięki nim nie miałam problemów w szkole z rozróżnieniem eksportu i importu co niestety moim rówieśnikom sprawiało dużo problemów i potrafiłam z pamięci wymienić każdego starożytnego boga i opisać czym się zajmuje, co było przydatne na lekcjach historii i polskiego.


I co sądzicie na ten temat? W jakiś sposób udało mi się udowodnić, że NIEKTÓRE gry komputerowe poza dawaniem nam czystej rozrywki i niestety zabieraniem ogromnej ilości czasu mogą ułatwić i pomóc w edukacji? Czy nadal twardo stawiacie na swoim i nic nie zmieni Waszej opinii? A może sami macie podobną historię jak moja? Chętnie poczytam Wasze opinie i jak zwykle zapraszam do dyskusji! No i gratuluję tym, którzy dotrwali do końca i przeczytali całość - jestem pod wrażeniem, bo dzisiaj wyjątkowo poszalałam ;)

26 sierpnia 2013

"Dziewczyna w stalowym gorsecie" - trailer książki!


 Skrzyżowanie epoki wiktoriańskiej z X-Menami
Szesnastoletnia Finley Jayne nie ma nikogo i niczego za wyjątkiem pewnej rzeczy, która znajduje się w jej wnętrzu.
Ciemna strona bohaterki sprawia, że jest ona zdolna zabić. W dodatku bardzo mocnym ciosem. Tylko jeden człowiek widzi magiczną aurę otaczającą dziewczynę.
Powieść osadzona w XIX wiecznej Anglii, która przenosi czytelnika w świat pełen przygód.

25 sierpnia 2013

Obca Pamięć, Dan Krokos

Odczekałam chwilę, aż szał na ten tytuł minie i sama postanowiłam się z nim zapoznać. Nie lubię czytać książek, kiedy wszędzie, na każdym blogu można o nich przeczytać. Jeżeli wiem, że wkrótce sama dostanę, bądź kupię sobie dany tytuł to nie czytam żadnych jego recenzji a kiedy już to zrobię, staram się chwilę odczekać, żeby nie sugerować się niczyimi słowami, żebym sama mogła poczuć historię i zatracić się w świecie, który przygotował dla mnie autor. Dlatego też "Obca pamięć" pojawia się tutaj troszeczkę później, niż pierwotnie zakładałam, bo parę opinii na jej temat miałam już okazję przeczytać. Na szczęście wyparowały mi z głowy do chwili, gdy chwyciłam za książkę, więc z pozytywnym nastawieniem zatraciłam się w książce Dana Krokosa.
 
Po raz kolejny pokuszę się o to, że nie streszczę Wam fabuły książki. Tym razem pozwolę to zrobić samemu autorowi, który wydaje mi się, że bardzo zachęcająco opowiada o tym, co sam stworzył:

24 sierpnia 2013

STOSIK NR 18

Już dwa miesiące nie było żadnego stosika a kilka pozycji mi na półki przybyło, więc postanowiłam wreszcie się nimi zająć i zrobić im kilka zdjęć ;)

23 sierpnia 2013

PIĄTKI Z ANGIELSKIM [17]

21 sierpnia 2013

English Matters, czyli przepis na urozmaicenie nauki angielskiego


Jak wspominałam już w poprzednim poście, English Matters to dwumiesięcznik tworzony dla uczących się angielskiego. Każdy numer dostarcza nam wielu ciekawych artykułów z różnych dziedzin. Opatrzone są one ciekawymi ilustracjami i posiadają słowniczek z tłumaczeniami najtrudniejszych słówek bądź zwrotów. Część artykułów dostępna jest również w formacie mp3, który pozwala nam przesłuchać artykuł i upewnić się, że wszystko wymawiamy poprawnie, ale też osłuchać się z językiem. Od niedawna redakcja wprowadziła ułatwienie jakim jest oznaczenie kolumny, w której znajduje się słówko i miejsca, w którym znajdziemy jego tłumaczenie. Pomaga to w prosty i szybki sposób już podczas czytania szukać tłumaczeń nieznanych nam wyrażeń.

Magazyn składa się z 42 barwnych stron na którego łamach znajdziemy działy:

20 sierpnia 2013

Wyniki konkursów! Czytajcie uważnie! ;)

No i nareszcie nadszedł długo wyczekiwany przez Was czas! Wiem, że nikt w tym momencie nie czyta moich wypocin i każdy (albo prawie każdy!) z Was zjechał niżej, żeby sprawdzić, kim są szczęśliwi zwycięzcy! No trudno, ja i tak będę kontynuować pisać z nadzieją, że ktoś tutaj wróci i przeczyta ;) Wierzcie mi, że wybrać zwycięzców to był prawdziwy koszmar. Tak naprawdę tylko trzy odpowiedzi spodobały mi się tak bardzo, że jeszcze przed zakończeniem konkursu wiedziałam, że coś zdobędą, ale cierpliwie czekałam do końca, bo liczyłam, że jednak znajdzie się ktoś, kto się postara i przebije zgłoszone odpowiedzi. Reszta to była walka: co podoba mi się bardziej, a co podoba mi się mniej. Niewiele odpowiedzi mnie zawiodło, a nawet powiedziałabym, że była ich znikoma ilość - naprawdę się postaraliście i tym bardziej smutno mi, że nie każdego mogę nagrodzić.

19 sierpnia 2013

Misjonarze z Dywanowa czyli Polski Szwejk na misji w Iraku cz. 1 - Pinky, czyli nowicjusz, Władysław Zdanowicz

"Misjonarze z Dywanowa" to typowo męska lektura o czym sam autor pisze już na samym początku książki: "Jeśli więc nie masz skończonych osiemnastu lat, masz awersję do takiego słownictwa (przekleństw) albo jesteś kobietą - choć znam kilka, które posługują się owym językiem w sposób mistrzowski - odłóż książkę na półkę, bo ona nie jest dla Ciebie przeznaczona". Sama skończone osiemnaście lat mam, awersji do przekleństw nie, ale jestem kobietą. Powinnam książkę odłożyć na półkę a najlepiej odesłać wprost do autora. Mimo wszystko cały ten wstęp nie przeszkodził mi w otwarciu się na coś nowego, na coś, po co normalnie raczej nie sięgam. Wojsko to nie moja tematyka, nigdy też specjalnie się nim nie interesowałam, ale w ramach otwierania się na nowe spróbowałam i wiecie co?... Naprawdę nie żałuję!

17 sierpnia 2013

PODRÓŻE/ZDJĘCIA: Mannheim - the last part of my journey

No i mam dla Was już ostatnią partię zdjęć z mojego wyjazdu do Niemiec. Wiem, że ze strasznym opóźnieniem, ale dopiero niedawno miałam chwilkę czasu, żeby usiąść i pobawić się efektami na zdjęciach ;) Ale bez zbędnych wstępów - tym razem zdjęcia tylko z Mannheim, ponieważ ostatniego dnia wybraliśmy się do urzędu miasta na spotkanie i rozmowę na temat marketingu miasta i wraz z przewodnikiem obeszliśmy całe miasto.

Pierwszy punkt naszej pieszej wędrówki z Panią przewodnik. Na zdjęciu tego zbyt dobrze nie widać, ponieważ lało, więc zdjęcie było robione "na szybko", czego bardzo nie lubię, ale wieczorem, w oknach widać oczy. Znalazłam na szybko zdjęcie w internecie, które to ukazuje w pełnej krasie! (LINK):)

Uniwersytet w Mannheim, który specjalizuje się w ekonomii i biznesie. Mieści się on w pałacu barokowym .


Luisenpark w Mannheim i widok na gondoletty. Mieliśmy się nimi przepłynąć, ale jak widać, pogoda nie była zadowalająca i nie mieliśmy takiej możliwości. Muszę jednak przyznać, że zagospodarowanie terenu jest przepiękne, gondoletty ślicznie się tam prezentują a wysepkę w tyle zamieszkują flamingi.

          
Przystań dla GondolettWieża widokowa, na którą mieliśmy okazję wjechać i oglądać Mannheim z góry.

 Widok z wieży widokowej na różne strony Mannheim. Przepiękne widoki i niesamowite wrażenia. Można zaobserwować jak bardzo miasto się zmienia z przemysłowego w mieszkalno-edukacyjno-rozrywkowe ;)

 Na koniec, Pani ze stowarzyszenia Polsko-Niemieckiego w Mannheim, z którą mieliśmy przyjemność się spotkać, zaprosiła nas na herbatę i coś słodkiego do Chińskiego Domu Herbaty. Po raz kolejny przyszło nam docenić przepiękne zagospodarowanie Luisenparku i przez chwilę mieliśmy wrażenie, że rzeczywiście przenieśliśmy się do Chin! :)

Mam nadzieję, że zdjęcia się Wam podobają i chociaż po części ukazują piękno Mannheim i Heidelberga, o którym pisałam poprzednim razem. Zapraszam oczywiście bardzo serdecznie  do poprzednich postów, czyli Paulaaaa do Niemiec pojechała... oraz Heidelberg is even better than Mannheim. Znajdziecie tam więcej zdjęć, które ujrzały już światło dzienne na blogu ;)


Powiedzcie mi jeszcze, jaka forma przedstawiania zdjęć bardziej Was interesuje: taka jak w poprzednich postach, czyli seria zdjęć jedno pod drugim, czy jednak opis pod każdym, bądź prawie każdym zdjęciem, który mówi troszkę więcej o odwiedzonych miejscach? Za wszelkie wskazówki serdecznie dziękuję ;)

16 sierpnia 2013

LITERATURA: Morza Szept, Patricia Schröder


Tytuł: Morza szept
Autor: Patricia Schröder
Wydawnictwo: Dreams
Liczba stron: 336
Cena: 39,00zł
Bałam się tej książki. Bardzo. Wiecie, mam dwadzieścia lat, więc syrenki to niekoniecznie moje klimaty i myślałam, że bardzo się wynudzę przy tej lekturze. Mimo wszystko postanowiłam dać jej szansę, bo w jakimś stopniu mam sentyment do tej tematyki i kiedy byłam młodsza, lubiłam oglądać seriale o syrenkach. Tak więc dałam szansę Patricii Schröder i pozwoliłam się porwać na wyspę Guernsey, by móc zapoznać się bliżej z tą morską trylogią.

Elodie nie radzi sobie z faktem, że jej ojciec nie żyje. Dziewczyna wyjeżdża więc na Wyspy Normandzkie na pół roku, by odetchnąć, móc skonfrontować się z tym wszystkim, co się wydarzyło i spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Jednak już od początku widzi wiele problemów: boi się latać, nie lubi morza ani bliższego kontaktu z wodą, więc cała wyprawa bardzo ją przeraża. By dostać się na miejsce musi wsiąść do samolotu a będąc na wyspie, jest się na nieszczęście dziewczyny otoczonym wodą.

Elodie ma jednak szczęście, bo już na lotnisku poznaje osobę, która chętnie jej pomaga. Po dotarciu do ciotki, u której będzie mieszkać, od razu poznaje dziewczynę, która staje się jej przyjaciółką. Przedstawia Elodie swojej paczce znajomych, więc dziewczyna bardzo szybko się "aklimatyzuje". Niestety zbieg pewnych wydarzeń sprawia, że gdy dwie dziewczyny z wyspy umierają, Elodie czuje się temu winna. Dziewczyna nie ma z tym nic wspólnego a i tak ma wrażenie, że to przez nią, dwie dziewczyny zginęły. 

Moim zdaniem "Morza szept" jest tak naprawdę wstępem do całej historii. Dostajemy na początek kilka tajemnic, są morderstwa, dziwni nieznajomi i istota morska. Jest wiele zagadek i niewiadomych, które sprawiają, że czytelnik czyta stronę za stroną i zastanawia się, co tak naprawdę miało miejsce i o co właściwie chodzi. Przyznam szczerze, że sama nadal nie do końca wszystko łapię, więc podejrzewam, że w kolejnym tomie dowiemy się więcej na temat wydarzeń, które miały miejsce i autorka odkryje przed nami więcej kart.

Teraz wiem, że nie powinnam się tak bardzo bać tej lektury. Spodziewałam się czegoś bardzo słabego a dostałam wstęp do całkiem obiecującej historii. Oczywiście mogę się mylić, ale mam nadzieję, że drugi tom będzie pełen niespodzianek i autorka pokaże na co ją stać, bo jestem pewna, że na wiele. Książkę czyta się bardzo szybko i bardzo przyjemnie i chociaż nie jest jakimś ogromnym zaskoczeniem, które by mnie zwaliło z nóg, to naprawdę ciężko mi było się od niej oderwać. Jeżeli więc jesteście nią zainteresowani to sięgnijcie i sami przekonajcie się, czy Patricia Schröder trafi do grona Waszych ulubionych autorów.

15 sierpnia 2013

INFORMACJA: Wyniki konkursów będą troszeczkę spóźnione!

Cześć! Dzisiaj bardzo krótko, acz treściwie. Od soboty bardzo dużo czasu spędzam w samochodzie, w podróży, non stop zmieniam miejsca pobytu, robię dużo zdjęć, przygotowuję tematy postów dla Was co mam nadzieję, że niedługo zaowocuje i nie będzie nudno ;) Pracuję nad nową serią postów, nad kilkoma tematami, które chcę omówić, więc nie mam nawet chwili, żeby usiąść i posprawdzać Wasze odpowiedzi konkursowe za co bardzo przepraszam. Wiem, że wyniki miały się pojawić w przeciągu trzech dni od zakończenia konkursu, ale nie jestem wstanie dotrzymać terminu za co ogromnie przepraszam, bo nie spodziewałam się takiego natłoku różnych obowiązków w tym tygodniu. Nie podam Wam dokładnej daty ogłoszenia wyników, ale myślę, że powinny się one pojawić w poniedziałek lub wtorek. W każdym razie przez weekend będę miała wreszcie chwilę wytchnienia, więc na spokojnie usiądę i przeczytam wszystkie przesłane odpowiedzi, których jest naprawdę sporo i co mnie najbardziej zadziwia, są bardzo długie, więc chwilkę mi to wszystko zajmie.

Jeszcze raz bardzo przepraszam za zwłokę, mam nadzieję, że mi wybaczycie i wytrzymacie te kilka dodatkowych dni. Obiecuję, że na początku przyszłego tygodnia wyniki będą NA PEWNO!

Jutro możecie spodziewać się opinii na temat książki "Morza Szept", którą miałam przyjemność przeczytać kilka dni temu a w sobotę pojawi się ostatnia partia zdjęć z mojego wyjazdu do Mannheim do Niemiec, nad którą pracowałam w zeszłym tygodniu. Tak więc nowe posty na blogu będą, mnie jest tylko troszkę mniej, ale tak jak mówiłam, od przyszłego tygodnia, z nową energią i nowymi pomysłami, a nawet sporą ich ilością, wracam i będzie więcej wszystkiego, bo ostatnio główny nacisk tutaj był na książki. W najbliższym czasie będzie więcej języków, więcej zdjęć, podróży, planów i wszystkiego, chociaż o książkach oczywiście nie mam zamiaru zapomnieć :D

14 sierpnia 2013

JĘZYKI: Colorful Media i ich magazyny do nauki języków obcych! [1]

Wydawnictwo Colorful Media to przede wszystkim magazyny językowe (Deutsch Aktuell, English Matters, Business English Magazine, Français Présent, Español? Sí, gracias, Ostanowka: Rossija!). Colorful Media jest największym w Polsce wydawcą tego typu magazynów i to właśnie nim (magazynom!) postanowiłam się dzisiaj pokrótce bliżej przyjrzeć. Tak więc po kolei:


1) Deutsch Aktuell to dwumiesięcznik tworzony pod patronatem merytorycznym Wydawnictwa Wagros specjalnie dla wszystkich zainteresowanych nauką języka niemieckiego. Jego treść stanowią różnorodne artykuły ilustrowane kolorowym materiałem zdjęciowym. Dwumiesięcznik.



 
2) English Matters to dwumiesięcznik tworzony przez polsko-brytyjski zespół specjalnie dla wszystkich zainteresowanych nauką języka angielskiego. Jego treść stanowią różnorodne artykuły ilustrowane kolorowym materiałem zdjęciowym. Dwumiesięcznik.



3) Business English Magazine to jedyny magazyn na polskim rynku, dzięki któremu poznasz język angielski biznesowy. Powstaje
 przy współpracy polsko-brytyjskiego zespołu i jest biznesowym magazynem dla polskojęzycznych czytelników.

Business English Magazine zawiera polskie słownictwo do anglojęzycznych artykułów. Wybrane artykuły można odsłuchać online
w formacie MP3 dostępnych za pośrednictwem kodów podanych
w czasopiśmie. Przekonaj się sam, że angielski w biznesie nie jest taki trudny.



3) Français Présent to dwumiesięcznik tworzony przez francusko-polski zespół specjalnie dla wszystkich zainteresowanych nauką języka francuskiego. Jego treść stanowią różnorodne artykuły ilustrowane kolorowym materiałem zdjęciowym. Dwumiesięcznik.




4) ¿Español? Sí, gracias to dwumiesięcznik tworzony przez hiszpańsko-polski zespół (większość materiałów powstaje w Hiszpanii) specjalnie dla wszystkich zainteresowanych nauką języka hiszpańskiego. Jego treść stanowią różnorodne artykuły ilustrowane kolorowym materiałem zdjęciowym. Dwumiesięcznik.




5) Ostanowka: Rossija! magazyn dla uczących się języka rosyjskiego. Ukazuje się od roku 2011 - jest kwartalnikiem!

Każdy numer dostarcza wielu interesujących tekstów mogących służyć zarówno do samodzielnej nauki, jak i pracy w grupie, z nauczycielem.


Magazyny są ciekawym urozmaiceniem nauki języków obcych na poziomie średnio zaawansowanym i zaawansowanym. Mogą być pomocne zarówno osobom, które uczą się w sposób systematyczny, jak i wszystkim tym, którym zależy na odświeżeniu swoich umiejętności językowych i poszerzeniu zasobu słownictwa. Słownictwo, które zostało opracowane do tekstów, pomoże w pełni zrozumieć tekst - Czytelnik nie musi więc korzystać ze słownika, a zaoszczędzony czas może przeznaczyć na naukę nowo poznanych słówek.

 Oprócz bieżących tematów, w magazynie można znaleźć tematy uniwersalne, niezależne od pory roku czy też aktualnych wydarzeń. Są to zagadnienia często poruszane podczas matury i innego rodzaju egzaminów, takie jak: życie szkolne, rodzina, czas wolny, zdrowie, ochrona środowiska, media, środki transportu, a wszystko to w odniesieniu do współczesnego świata.


 A jak to jest z Wami? Korzystaliście już z tego typu pomocy naukowych, czy jeszcze nie? Waszym zdaniem jest to dobry sposób na naukę, czy wolicie inne metody? Wszystkie informacje zawarte w poście zaczerpnięte są ze strony internetowej wydawcy i magazynów, więc tam możecie znaleźć więcej informacji, jeżeli temat Was zainteresował. U mnie już niedługo będziecie mogli dowiedzieć się więcej na temat tytułów do nauki angielskiego, hiszpańskiego oraz niemieckiego.

Jak zwykle serdecznie zapraszam do dyskusji w komentarzach ;)

13 sierpnia 2013

LITERATURA: Wszechświaty, Leonardo Patrignani [Zapowiedź!]


Według teorii wieloświatów, istnieje nieskończona liczba światów, jak i nieskończone są możliwości naszego w nich istnienia. Przypuszcza się, że te rzeczywistości nie komunikują się wzajemnie.
Alex mieszka w Mediolanie, a Jenny w Melbourne. Cienka nić od zawsze wiąże losy tych dwojga – telepatyczne rozmowy, które odbywają bez uprzedzenia, w stanie nieświadomości. Aż do chwili, gdy zdecydują się na spotkanie i odkrycie prawdy, która całkowicie zmieni ich egzystencję, niszcząc wszelkie pewniki świata, w którym żyją. 

– ALEX, DLACZEGO NIE PRZYSZEDŁEŚ? PROSZĘ CIĘ, NIE MÓW MI, ŻE NIE ISTNIEJESZ.
– JENNY, JESTEM NA MOLO. JESTEM TUTAJ!
– JA TAKŻE, DOKŁADNIE TAM, GDZIE TY MÓWISZ, ŻE JESTEŚ.




Ilość stron: 272
Oprawa: miękka + obwoluta
Autor: Leonardo Patrignani
Tłumaczenie: Bożena Topolska
ISBN: 978-83-63579-29-6
Format: 148 x 215
Data wydania: 30 sierpień 2013

Bardzo ciekawi mnie ten tytuł i niebawem na pewno będziecie mieli okazję przeczytać tutaj o nim troszkę więcej. Ostatnio jestem zalatana, więc posty będą mniej intensywne, ale postaram się na bieżąco coś dodawać ;) Na blogu pojawi się niebawem nowa seria postów, w której będą do oglądania zdjęcia, więc już teraz serdecznie Was zapraszam ;) A jutro postaram się napisać Wam więcej na temat jednej z metod nauki języka, którą od teraz sama będę regularnie uskuteczniać!

10 sierpnia 2013

LITERATURA: Ósemka wygrywa, Janet Evanovich




 Tytuł: Ósemka wygrywa
Autor: Janet Evanovich
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 416
Data wydania: 2013-07-17
Cena: 39,90zł





Stephanie Plum już po raz ósmy wkracza do akcji! Fabuła jak zwykle pełna jest niebezpieczeństw, problemów, nieudanych akcji, zabawnych bohaterów no i oczywiście przystojnych facetów ;) Co prawda Morelli zszedł z pierwszego miejsca na podium, ale nadal w życiu Śliweczki jest obecny.
Tym razem głównym wątkiem książki jest zlecenie otrzymane od znajomej a nie od kuzyna Vinniego. Evelyn z dzieckiem wyjechała. Nikt nie wie gdzie jest a jej matka - Mabel - może przez to stracić dom. Przychodzi więc ona do Stephanie, by ta odnalazła Evelyn i jej wnuczkę i sprowadziła je do domu. Jak zwykle za tym wszystkim jest długa historia, której odkrycie nie będzie wcale takie proste a źli ludzie, po raz kolejny będą grozić naszej bohaterce.

Stephanie jest zawzięta. Prawie w ogóle nie ma doświadczenia w byciu łowcą nagród, mimo że robi to od ośmiu tomów, ale nie ma szans, żeby poszła pracować w fabryce guzików. Mimo, że panicznie boi się broni i sama swoją trzyma w słoiku na ciasteczka, to nawet gdy ludzie do niej strzelają (i to zazwyczaj kilkukrotnie) nie odpuszcza. Prędzej, czy później dopnie swego i rozwiąże zagadkę bądź doprowadzi zbiega na policję, chyba że ten zdąży wcześniej umrzeć ;) Co prawda nie zawsze robi to w pojedynkę, bo coraz częściej zabiera ze sobą albo babcię, albo Lulę, w tym tomie prawnika Kloughna a w szczególnych przypadkach nawet Komandosa, ale liczy się fakt, że doprowadza sprawy do końca.

W tym tomie był jeden duży minus i ostrzegam, że jest on spoilerem, więc jeżeli nie czytaliście a zamierzacie, to omińcie ten akapit ;) Chodzi mi o wątek Stephanie-Komandos. Jeżeli czytaliście "Szczęśliwą siódemkę" to wiecie jak się zakończyła, tak? No więc sięgnęłam po ósemkę licząc, że od razu dowiem się jak potoczył się ich wątek a tutaj niespodzianka, ani widu ani słychu. Nawet nie wiecie jaki szok przeżyłam czytając pierwszy, potem drugi i trzeci rozdział i nic... Autorka bardzo długo przetrzymała czytelników rządnych wiedzy co się wydarzyło, ale ostatecznie się tego dowiedzieliśmy. To jeszcze nie jest ta największa wada, ale do niej nawiązuje. Gdy nareszcie dostaliśmy to, na co tak długo czekaliśmy, czyli bliższe spotkanie tej dwójki, całość zaczęła się i skończyła tak szybko, że nawet nie zauważyłam. Zdecydowanie liczyłam na więcej, szczególnie że bardzo długo na to czekałam. 

Tak, już koniec spoilerowania, więc możecie dalej spokojnie czytać. Ci, którzy są ciekawi tego wyżej, ale jednak nie przeczytali - nie bójcie się, minus nie jest jakiś strasznie znaczący i nie sprawia, że książka jest zła. Po prostu trafił się wątek, który troszkę mnie zawiódł a liczyłam na coś więcej, dużo więcej, na fajerwerki jakieś a niestety ich nie dostałam. No, ale nic. Mimo wszystko dostałam kolejny świetny tom przygód Śliwki, który przeczytałam z ogromną przyjemnością i po którego kontynuację na 100% sięgnę. Zakochałam się w tej serii po uszy i strasznie się cieszę, że na widoku jest już dziewiątka i dziesiątka. Naprawdę serdecznie polecam, bo dobrze jest się od czasu do czasu pośmiać no i spędzić przyjemnie czas z lekturą, przy której na pewno nie uśniecie. 

OPINIA NA TEMAT:

9 sierpnia 2013

JĘZYKI: PIĄTKI Z ANGIELSKIM [16]

arrive in - przybyć do
cover a distance - pokonać odległość
find the right way - znaleźć drogę
hiking trail - szlak turystyczny
hitch-hike - podróżować autostopem
meet somebody at the station - wyjść po kogoś na dworzec
mountain refuge - schronisko górskie
see somebody off - odprowadzić kogoś
set out wyruszyć
speedos, swimming trunks - kąpielówki
time difference - różnica czasu
wait in lounge - czekaj w poczekalni


cancelled - odwołany
delayed - opóźniony
departures - odloty

baggage allowance - dopuszczalna waga bagażu
bureau de change
- kantor
cabin luggage - bagaż właściwy
concessionary travel - podróżowanie ze zniżką
departure boards - tablica odjazdów
designated areas
-
wyznaczone miejsca
destroyed - zniszczony
excess baggage fee -
opłata za nadbagaż
hand luggage -
bagaż podręczny
queue -
kolejka
rack - półka na bagaż
r
emoved -
usunięty
trolleys - wózki bagażowe
strictly prohibited -
surowo zabronione
transfare - połączenie 2 środków transportu
unattended
- nie pilnowany, bez dozoru

Przez urodziny bloga i konkursy już jakiś czas nie było postu z serii piątki z angielskim. Mam nadzieję, że o serii nie zapomnieliście i nadal macie ochotę podciągnąć znajomość słownictwa angielskiego ;) Do końca wakacji na pewno będzie pojawiać się słownictwo z nimi związane, później zobaczymy. Co sprawia Wam najwięcej problemu i co chcielibyście tutaj zobaczyć? Phrasal verbs? Idiomy? Tematyczne słownictwo, czy jednak lepiej zbiór przypadkowych słówek, które również mieliście okazję już tutaj ujrzeć? :)

8 sierpnia 2013

LITERATURA: Złoty Most, Eva Völler

Tytuł: Złoty most
Autor: Eva Völler
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 439
Cena: 34,99zł




Pół roku temu miałam przyjemność zapoznać się z pierwszym tomem spod pióra niemieckiej autorki Evy Völler, która uraczyła nas piękną Wenecją w książce pt. Magiczna Gondola. Nie miałam pojęcia, czy kontynuacja się ukaże, czy autorka zostawi nas z jednotomową przygodą, ale na szczęście moje obawy były całkowicie bezpodstawne i oto jest, "Złoty most".

Tym razem tłem akcji okazuje się Francja. Anna w trakcie trwania egzaminów maturalnych dostaje straszne wieści - Sebastiano otrzymał zadanie do wykonania w Paryżu za czasów panowania kardynała Richelieu, jednak nie wszystko poszło po myśli podróżników w czasie. Sebastiano stracił pamięć i nie robi nic, w kierunku wypełnienia zadania. Wysyłają więc Annę do roku 1625, by odnalazła Sebastiano, dowiedziała się, jakie wydarzenia miały miejsce i zapobiegła zagładzie świata, który znamy. Po raz kolejny dziewczynie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, jednak udaje jej się znaleźć ukochanego. Anna nie spodziewa się jednak jak poważny tok obiorą wszystkie wydarzenia i jak trudno będzie zapobiec zagładzie.

Eva Völler po raz kolejny w magiczny sposób przenosi nie tylko Annę, Sebastiano i innych bohaterów w zamierzchłe czasy, ale też nas, czytelników. Autorka ma naturalny dar opowiadania historii. Nie mówię tutaj tylko o bohaterach i wydarzeniach, ale także o wątkach historycznych wplecionych w tę powieść. Czytelnik nie dość, że nie może się oderwać od lektury, ponieważ ma ochotę poznać jej kontynuację i dowiedzieć się, czy bohaterowie wyjdą z opresji cało, to jeszcze w sposób całkowicie bezbolesny a wręcz przyjemny poznaje fakty z przeszłości, które rzeczywiście miały miejsce. Kardynał Richelieu, Anna Austryjaczka, Ludwik XIII, George Villiers to postaci, które odegrały pewną rolę w historii Francji, ale o których wiemy niewiele bądź praktycznie nic. Autorka wplatając te postaci w swoją książkę przedstawia nam ich życie, które jest naprawdę ciekawe, ale o którym przyjemniej czyta się w "Złotym moście" niż na wikipedii czy w książkach historycznych.

Bardzo podobał mi się wątek straty pamięci przez Sebastiana. Bałam się, że książka będzie pełna romantycznej miłości dwójki nastolatków, która okaże się rozwinięciem tomu pierwszego, co sprawi, że "Złoty most" stanie się mdły i nijaki, ale na szczęście, mimo że kilka scen tego typu pojawiło się w tej książce, nie sprawiały one, że miałam ochotę odłożyć ją na bok. Troszkę co prawda irytowała mnie niezgrabność i bezradność Anny, która krok za krokiem robiła rzeczy, które teoretycznie sprawiały, że oddalała się od powrotu do Paryża naszych czasów, ale z drugiej strony nie można się temu dziwić, skoro bohaterka działała na oślep, ponieważ nie miała żadnych wskazówek, wedle których powinna działać.

Sama nie potrafię się zdecydować, który tom był lepszy i który tom podobał mi się bardziej. W każdym razie, oba serdecznie każdemu polecam. Wątki historyczne w lekturze, w której bohaterowie podróżują w czasie działają tylko i wyłącznie na jej korzyść. Dzięki temu, mamy wrażenie, że to wszystko jest bardzo realne i być może, kiedyś także spotkamy na swej drodze Starca który powie: "A może pomogłabyś/ pomógłbyś nam w naszej misji w starożytnej Grecji, mamy dla Ciebie zadanie do wykonania". Na tle innych książek fantastycznych ta wyróżnia się tym, że nie tylko pozwala nam się odprężyć i dobrze bawić, ale też przekazuje pewną wiedzę, którą chcąc nie chcąc przyswajamy. Ja po tej lekturze bardzo zainteresowałam się wcześniej wymienionymi postaciami historycznymi i myślę, że dalej będę ich poszukiwać na stronach innych książek (tym razem być może historycznych).

6 sierpnia 2013

Bezdomna, Katarzyna Michalak


Tytuł: Bezdomna
Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 256
Cena: 32,90zł








O Katarzynie Michalak na blogach mówi się sporo. Nawet jeżeli nie czytało się żadnej z jej książek to i tak zazwyczaj z jakimś tytułem można ją skojarzyć. "Bezdomna" to moje pierwsze podejście do twórczości autorki i troszkę się go bałam. Autorce zarzuca się, że pisze książki w zawrotnym tempie, że jeszcze jedna nie ujrzy światła dziennego a kolejna jest już promowana, tak więc sądziłam, że może to być moje pierwsze podejście i ostatnie. Szczególnie, że książka zbiera różne opinie, często całkowicie skrajne i  ciężko było mi z góry przepowiedzieć, czy będę raczej na tak, czy raczej na nie. W każdym razie zaryzykowałam, dałam autorce szansę, stwierdziłam, że najlepiej będzie, gdy wybroni się sama i pokaże, czy warto sięgać po inne tytuły, czy powinnam odpuścić.

"Bezdomna" przedstawia historię Kingi, kobiety która wylądowała na ulicy. W Wigilijny wieczór w śmietniku znajduje ją Aśka, żądna sensacji dziennikarka. Zabiera do domu, pozwala się wykąpać i przebrać. Nie zna jednak jeszcze historii Kingi, która straciła wszystko: dom, męża, dziecko, rodzinę, przyjaciół a także spokój ducha. Nie wie też, że to ona jest jednym z czynników, przez które kobieta rozstała się ze swoim mężem. Aśka będzie próbowała zyskać zaufanie Bezdomnej, by móc wykorzystać jej historię i zgarnąć nagrodę, ale nie doceni też Kingi, której historia jest mocniejsza, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

Książka jest mocna. Naprawdę mocna. Początkowo niepozorna: chciwa reporterka, skrzywdzona Bezdomna, ich wzajemnie przeplatająca się historia i smutne życie. Autorka jednak, krok po kroku odkrywa kolejne tajemnice. Po jakimś czasie czytelnik domyśla się jakie będzie zakończenie i w jakim kierunku potoczy się historia, ale Katarzyna Michalak wyciąga wtedy najsilniejszą artylerię i powala czytelnika na kolana. Owszem, czytamy o tym wszystkim, co podejrzewaliśmy, że się wydarzy, ale jest to zdecydowanie wzmocniona wersja, którą nie każdy mógłby podejrzewać.

"Bezdomna" wzrusza, pokazuje jak w ciągu krótkiej chwili nasze życie może się diametralnie zmienić. Zdaję sobie sprawę, że ma pewne niedociągnięcia, ale dla mnie, zwykłego czytelnika się sprawdza. Porusza i ukazuje pewien problem. Absolutnie nie wypowiadam się na temat medycznych czy prawniczych pojęć i wątków, które wystąpiły w tej książce, bo zwyczajnie się na tym nie znam. Wiem, że była spora afera na ich temat i kilka osób się burzyło, o czym możecie przeczytać tutaj, ale ja, jako czytelnik, który nie zna się na medycynie, zaburzeniach psychicznych itd. nie mogę ocenić negatywnie tego tytułu, ponieważ zwyczajnie nie mam pojęcia, czy autorka te wątki podkoloryzowała, zmieniła, naciągnęła fakty. Ja, jako zwykły czytelnik patrzę na tło, na wydarzenia które miały miejsce, które wpłynęły na sytuację, że Bezdomna została Bezdomną a przy okazji dowiaduję się o pewnych sprawach, które mam ochotę zgłębić z pomocą internetu i które ewentualnie po czasie okażą się nie do końca dopracowane.

W tej jednak chwili muszę stwierdzić, że "Bezdomna" rzeczywiście mnie poruszyła i chociaż mogę wyjść na ignorantkę, autorka tym tytułem mnie do siebie przekonała. Wiem, że nie jest to ostatni tytuł spod jej pióra po jaki sięgnę i chętnie przekonam się przy innych, czy także mi się spodoba jej twórczość. Ciężko polecić mi ten tytuł konkretnej grupie czytelników, ponieważ jest to lektura specyficzna. Jeżeli macie na nią ochotę to po prostu sięgnijcie i sami się przekonajcie, czy warto, czy autorka Was poruszy. Mnie poruszyła i mimo trudnego tematu jaki podjęła, będę pozytywnie wspominać moją przygodę z tą książką.

5 sierpnia 2013

LITERATURA: Wyspa Motyli, Corina Bomann


Tytuł: Wyspa Motyli
Autor: Corina Bomann
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 464
Cena: 34,90zł


Diana jest prawniczką a jej życie na pozór jest fantastyczne. Ma męża, piękne mieszkanie, udane życie zawodowe. Niestety zazwyczaj nie bywa tak pięknie, jak to wygląda z zewnątrz. Kiedy poznajemy Dianę, budzi się ona w swoim mieszkaniu, które teraz jest ruiną, do tego strasznie boli ją głowa. Kobieta przypomina sobie, że dzień wcześniej, nakryła swojego męża na zdradzie i w poczuciu bezsilności nadużyła alkoholu i zniszczyła ich wspólne gniazdko. Od razu też spada na nią bomba. Otrzymuje telefon z Anglii z informacją, że jej ciotka znajduje się na łożu śmierci. Diana zostawia wszystko w Niemczech i natychmiast leci do Anglii, by pożegnać się z ukochaną ciotką. Ta mówi jej o rodzinnej klątwie i tajemnicy, którą kobieta musi rozwiązać.

Diana nie wie od czego zacząć, nie wie o jakiej klątwie i o jakiej tajemnicy mówiła ciotka, nie wie co to wszystko ma znaczyć i za co się zabrać. Na szczęście ciotka zostawiła jej wskazówki, które już wkrótce wysyłają kobietę na Sri Lankę, której krajobrazów "Wyspa Motyli" jest pełna. Pełna jest też tajemnic z przeszłości, dążenia do ich rozwikłania i namiętnej miłości, która rozkwita wśród pól herbacianych. 

Nie myślcie, że "Wyspa Motyli" to tani romans, że to książka która nie ma absolutnie nic do zaoferowania swojemu czytelnikowi i jedyne czym może się poszczycić to okładka. Okładka nie powiem, jest naprawdę piękna, wręcz hipnotyzuje i to ona zwróciła moją uwagę na ten tytuł, ale oprócz tego mamy również świetnie napisaną historię, wiele tajemnic, które wraz z bohaterką próbujemy rozwikłać i przepiękne krajobrazy, które są naprawdę realistyczne. Kiedy czytałam tę książkę, nie dość, że czułam się jak Diana Wagenbach i próbowałam rozwikłać rodzinne sekrety, miałam też wrażenie, że wcale nie znajduję się w czterech ścianach własnego pokoju a na przepięknej Sri Lance, wśród malowniczych wzgórz herbacianych, gdzie natura i wielka miłość tylko czekały, aż je odkryję.

Dużym atutem tej powieści są liczne retrospekcje. Kolejne rozdziały się przeplatają i raz znajdujemy się wraz z Dianą w roku 2008 a za chwilę wraz z Grace i Victorią w Vannattuppucci w roku 1887. Autorka naprawdę świetnie nakreśliła obie historie, ponieważ kiedy byłam w "teraźniejszości" czułam, że jest to teraźniejszość, natomiast kiedy czytałam o przeszłości, również czułam, że jestem w przeszłości. Oba wątki absolutnie się nie gryzły i fantastycznie zostały połączone w całość, która złożyła się na naprawdę fajną powieść, przy której spędziłam bardzo przyjemne chwile i którą serdecznie polecam. Nie jest to może najambitniejsza lektura, ale jako fajna odskocznia jak najbardziej się nada no i po raz kolejny to podkreślam: dużym jej plusem jest to, że nie jest to mdłe romansidło, które po kilku stronach człowiek ma ochotę rzucić w kąt.