Nadszedł nowy rok. Kolejny. Ten poprzedni minął mi tak szybko, że nawet nie wiem kiedy. Z jednej strony dobrze, bo chciałam, żeby już się skończył a z drugiej strony mógłby trwać w nieskończoność. To w 2015 roku spotkałam się z moimi miśkami, to w 2015 roku pojeździłam sobie między Łodzią, Krosnem a Warszawą, to w 2015 roku spełniło się moje marzenie i znalazłam się w Hiszpanii. To był rok jednej wielkiej sinusoidy, w której raz byłam na szczycie a raz na samym dnie. Ten rok ma być inny, lepszy. Grożą mi upadki, bez nich się nie obędzie, ale wierzę, że będzie lepiej, że wszystko się jakoś poukłada.
Pieprzyć postanowienia noworoczne
Z tym, że ten rok zaczęłam troszkę inaczej, niż każdy poprzedni. A może nie inaczej a z innym nastawieniem. Rok w rok planowałam sobie co zrobię przez kolejne 365 dni. Tylko, że niewiele z tego wychodziło, bo to nie o to tak naprawdę chodzi w tym wszystkim. Jeżeli nie mamy ochoty na zmiany, to nic nam nie pomoże. Nie zaczniemy od jutra, nie zaczniemy od poniedziałku, nie zaczniemy od kolejnego miesiąca, czy nowego roku. I tak rok po roku przesuwałam swoje postanowienia i mówiłam, że tym razem mi się jednak uda, że teraz jest odpowiedni czas i tym razem będzie tak, jak miało być rok temu. Tylko, że ja sama na te zmiany nie byłam gotowa, więc zawsze kończyły się porażką, albo wypełniałam je w iluś tam procentach. Bo grunt to chcieć i zwyczajnie zacząć działać. To nie zmiana ostatniej cyferki w dacie wprowadzi zmiany w naszym życiu a właśnie my sami.BLOG ZOSTAŁ PRZENIESIONY, WIĘC W CELU PRZECZYTANIA POZOSTAŁEJ CZĘŚCI POSTA, KLIKNIJ PROSZĘ W TEN LINK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz