Tytuł: Przegląd końca świata: Feed Autor: Mira Grant Wydawnictwo: SQN Strony: 496 Cena okładkowa: 34,90zł |
Wyobrażaliście sobie świat, w którym istnieliby zombie? Ja nigdy, bo nigdy nie kręciły mnie te klimaty. Te wszystkie świty i inne żywych trupów to raczej nie moja bajka. Chodzące trupy nigdy nie były w kręgu moich zainteresowań do czasu wydania w Polsce Feed. Książka bardzo mnie zainteresowała, ale jej przeczytanie odkładałam na późniejszy czas tylko dlatego, że bałam się, że strasznie się na niej zawiodę. W końcu nawet najlepsza książka, która porusza temat, który nie porusza nas, niestety skazana jest na klęskę. Ostatecznie jednak poddałam się i pod naporem tych wszystkich pozytywnych opinii o serii uległam i Feed mogę zaliczyć do tytułów przeczytanych.
W skrócie: akcja ma miejsce mniej więcej ok. roku 2035 natomiast w 2014 został wynaleziony lek na raka, który po zmieszaniu z innym stworzył coś, w co nikt nie mógł uwierzyć. Powstały setki zombie. Zombie, które stały się workami pełnymi wirusa, który jest kierowany przez jego pragnienie - pragnienie rozprzestrzeniania się i zarażania kolejnych ludzi. Od tamtego czasu ludzie nauczyli się z nimi żyć, ale muszą uważać na każdym kroku, ponieważ zwykłe zadrapanie może prowadzić do amplifikacji. Po ponad 20 latach od tamtego wydarzenia tylko bloggerzy są uznawani za źródło prawdy a więc poznajemy Georgię i Shauna Masonów, którzy próbują do tej prawdy dotrzeć i starając się rozbudowywać serwis i statystyki, wpadają na pewien ważny ślad, który postawi ich w miejscu, w którym walczyć będą o przetrwanie.
Minusem książki jest jej początek. Autorka tak bardzo skupiła się na tym, żeby wszystko wyjaśnić, że przez jakiś czas strasznie mnie nużyła. Zastanawiałam się wtedy, gdzie jest ta książka, którą wszyscy tak bardzo zachwalają, bo ja nie czułam się porwana. Przyszedł jednak taki moment, który zmienił wszystko. Od niego tak wciągnęłam się w historię, że nagle okazało się, że czytam ostatnią stronę. Muszę przyznać, że bardzo mnie to zaskoczyło, ale w pozytywnym sensie. Ta historia wciąga, serio. Do tego autorka gra na uczuciach czytelnika, wrzucając mu smaczne kąski, dzięki którym lektura jest jeszcze atrakcyjniejsza. To chyba jedyna taka książka, która sama sobie zaprzecza. Jednocześnie jest o zombie i strąca zombie na drugi plan. Jest o polowaniu na zombie, ale ujętym tak subtelnie, że czytelnik się na tym nie skupia. No i kończy się happy endem, który jednak happy endem nie jest.
Mam nadzieję, że wzbudziłam Waszą ciekawość tym tytułem i równie chętnie sięgniecie zarówno po Feed, jak i po Deadline, który jest kontynuacją pierwszego tomu. Sama niebawem to zrobię, bo jestem ciekawa co jeszcze Mira Grant przygotowała dla swoich czytelników i absolutnie nie nastawiam się na to, co było w Feed, ponieważ myślę, że na każdym kroku będę zaskakiwana przez autorkę jej kolejnymi pomysłami!
Widzę, że znowu książka wraca na "światło dzienne", bo to już któraś recenzja, którą widzę. Przeczytałem i, mimo początkowych obaw, bardzo polubiłem bohaterów, akcja bardzo dobrze się rozwijała, nie obyło się bez niespodzianek.
OdpowiedzUsuńTak? Ja ostatnio nigdzie nie widziałam jej recenzji i z samym przeczytaniem czekałam właśnie aż wszystko ucichnie :) Czyli widzę, że u Ciebie było tak jak u mnie, były obawy, ale skończyły się happy endem :D
OdpowiedzUsuńDokładnie takie same uczucia towarzyszyły mi podczas czytania Feed. Początek mnie wynudził i rozczarował, ale potem... A Deadline jeszcze lepsze!
OdpowiedzUsuńcóż ja strasznie nie lubię zombie, ale brat kocha więc pewnie z ciekawości przeczytam choć jedną książkę z ich udziałem
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie :))
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Oj, to prawda, autorka uwielbia zaskakiwać, a dowodem na to jest Deadline. Istna czytelnicza masakra ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie klimaty w książkach :) Z całą pewnością sięgnę po nią w najbliższej przyszłości :)
OdpowiedzUsuńPolubiłam zombie po spotkaniu z "Apokalipsą Z", więc i po tę książkę z chęcią sięgnę.
OdpowiedzUsuń