18 marca 2014

Codzienna dawka języków! [EDIT]

poltext.pl
Pierwsza kwestia, o której zawsze się mówi przy nauce języków to motywacja. Jeżeli nie ma chęci, jeżeli nie ma motywacji, niestety nic nie ugramy. To trochę jak z ćwiczeniami, żeby schudnąć. Jeżeli będziemy wykonywać je źle to możemy ćwiczyć przez całe życie i i tak nic z tego nie będzie. Z językami jest tak samo. Jeżeli nie kochamy ich całym sercem, jeżeli nie mamy motywacji do regularnej nauki, nie możemy liczyć na sukcesy w tej materii. Druga kwestia jest taka, że to często właśnie podręczniki i materiały, z których korzystamy, skutecznie zniechęcają nas do nauki. Są bezbarwne, nudne, demotywujące. Agnieszka Drummer po raz kolejny wpadła na genialny pomysł i stworzyła coś takiego, co nosi nazwę Codziennik niemiecki. Poza tym tytułem, wraz z Beatą Williamson stworzyły Codziennik angielski, czyli narzędzie kolorowe i cholernie motywujące.

Od razu mówię, że codzienniki nie są książkami, które będą nas prowadzić, które zostaną głównym podręcznikiem i od A1 do C2 poprowadzą nas przez naukę języka. Nie! Są to książki - dodatki. Książki, które w chwilach załamania przychodzą z pomocą i podnoszą nasze morale, książki, które skutecznie zachęcają do nauki tym, że są niestandardowe.


Poza całą gamą kolorów, którą sobą reprezentują, codzienniki wprowadzają do naszej nauki coś nowego. Nie ma tutaj nudnych list słówek, nie ma setek stron dotyczących gramatyki. Są lekcje przygotowane na każdy dzień nauki w roku, ale w taki sposób, by nie przytłaczały. Przykładowo na trzynastego lipca w Codzienniku angielskim, autorki przygotowały:

PRZYSŁOWIE:
Every cloud has a silver lining - Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

CYTAT:
Ideas are like rabbits. You get a couple and learn how to handle them, and pretty soon you have a dozen. (John Steinbeck)

IDIOM: 
learn the hard way - learn through your own experience, good and bad, rather than from advice or guidance of others

HUMOR:
What is the thinnest book in the world?
What Men Know About Women.

Poza takimi przykładami, mamy również zagadnienia z serii Czy wiesz, że, zdjęcia i opisy budynków, czy miejsc, rady, przysłowia. Są też wstawki z bardziej obszernymi tekstami typu: British Beer, Przepis na angielską potrawę: Cottage pie czy Phrasal Verbs.

Muszę przyznać, że chociaż nie są to sztampowe podręczniki do nauki a raczej przyjemne przerywniki, które nasza naukę urozmaicają i w bezbolesny sposób wpajają dodatkową wiedzę, to jestem miło zaskoczona ich skutecznością. W czasie remontu, kiedy byłam odłączona od internetu dość dużo czasu z nimi spędziłam i tak naprawdę, prawie nieświadomie, czytając jedynie poszczególne zagadnienia, bardzo dużo zapamiętałam. Moja ulubiona strona zarówno w jednej publikacji jak i drugiej to łamacze językowe, ale całość muszę ocenić jak najbardziej na plus. Serdecznie polecam, ponieważ pomimo dość wysokiej ich ceny (49,90zł - podpowiem, że taniej można kupić wprost od wydawnictwa i czasem robią fajne promocje, więc można trafić o wiele taniej!) są jej jak najbardziej warte i jeżeli rzeczywiście skusicie się na codzienną naukę, pieniążki nie pójdą Wam w błoto.

EDIT:

Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałam Wam wspomnieć a która kompletnie wypadła mi z głowy, ale Bartek mi o niej przypomniał, za co serdeczne dzięki! :)

Obie książki na samym końcu, jako tak naprawdę drugą część książki, mają dodatek. Na początku znajdziemy w nim dobre rady, dawkę motywacji, dobry i zły sposób na planowanie tygodnia, no i tabelki do planowania swoich już tygodni. Planujemy uzupełniając (w Codzienniku angielskim): Day of the week, What am I going to do? How long? a zaraz obok mamy podsumowanie, w którym uzupełniamy: Day of the week, What have I done? oraz How long? Do tego możemy ocenić siebie w skali od 1 do 10, biorąc pod uwagę cały tydzień. No i jeszcze jedna rzecz, którą każdy powinien robić: Rzeczy, które mi się a) najbardziej podobały, b) nie podobały, c) których się nauczyłam/-łem, d) których za nic nie mogę zapamiętać: oraz Co mogę zrobić lepiej.

Następnie mamy podsumowanie miesięczne, kiedy to przy każdym dniu miesiąca wpisujemy minuty, jakie spędziliśmy ucząc się języka. Miesięczne podsumowania mogą więc zobrazować nasz wkład w naukę dzienną, ale też miesięczną. Możemy sprawdzić kiedy najlepiej nam idzie a kiedy sobie nie radzimy. No i oczywiście są też zestawienie roczne.

Część z Was być może powie, że to niepotrzebne. Co za różnica, czy uczymy się 5 czy 7 minut, ale w skali roku to ma ogromne znaczenie. Nie fajnie byłoby zobaczyć, że miesięcznie poświęciliśmy np. 10 godzin na naukę, co w skali roku daje ok. 120 godzin? To jest naprawdę bardzo dobry wynik i gdybym sama taki ujrzała, poza dumą z samej siebie, kolejnymi dawkami motywacji, czułabym jeszcze bardziej, że rzeczywiście czegoś się nauczyłam :)


Oczywiście, jak zwykle, zachęcam do zadawania pytań w komentarzach. Nie zawsze o wszystkim wspomnę w postach a wiem, że często są kwestie, które Was interesują, więc nie piszcie maili, które widzę tylko ja i Wy, ale zostawcie komentarz, żeby inni też mogli poznać odpowiedź i jeszcze szerzej zapoznać się z tym produktem. Ze swojej strony mogę zaoferować odpowiedzi na podstawie własnego doświadczenia :)

15 komentarzy:

  1. Katarzyna Meres15 marca 2014 17:52

    Całkiem ciekawe :) Szkoda tylko, że ta cena jest tak wysoka. Dlaczego książki do nauki języka zawsze tyle kosztują?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cena faktycznie trochę wysoka, ale zainteresowałaś mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, codziennik angielski by mi się przydał bo ostatnio trochę kuleję z tym językiem. A dla jakiego poziomu ona jest?

    OdpowiedzUsuń
  4. Przydałaby mi si taka wersja niemiecka, a także angielska. Czy dostępna jest wersja książki z niemieckim o poziomie podstawowym? :)

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozwolę sobie odpowiedzieć :) Codzienniki są tylko w jednej wersji. Nie mam w nich podziału na poziomy. Myślę, że może z nich korzystać osoba od A1 do C1. Motywacja jest potrzebna przecież wszystkim ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego? Nie wiem czy moja teoria jest prawdziwa, ale moim zdaniem kosztują tyle dlatego, że kursy są jeszcze droższe, ale płaci się za nie regularnie. Książkę kupujesz raz i masz ją na własność. Żeby na niej zarobić, musi niestety troszkę kosztować. Przygotowanie i opracowanie takiej partii materiału niestety nie zajmuje tygodnia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie nie ma tutaj konkretnego poziomu, bo tak jak pisałam w poście, nie jest to zwykły podręcznik. Jest to po prostu dodatek, którego można używać przy każdym poziomie, chociaż ja nie brałabym go dla początkujących, tak od A2 już tak :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Katarzyna Meres16 marca 2014 21:52

    Mnie jest szkoda wydawać tyle na naukę języka, więc wolę korzystać z Internetu, czyli jakiś dostępnych zadań, a i tak najwięcej uczę się dzięki serialom i piosenkom. Na razie mam jeszcze angielski na uczelni, więc nie jest aż tak tragicznie - chociaż za książkę, gdyby nie kserówka, musiałabym zapłacić 80 zł, co dla mnie jest chore...

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki wielkie za wyjaśnienie, ale mimo wszystko się jeszcze wtrącę :)
    Ze wszystkim jak najbardziej masz rację, ale sama nie polecałabym książek dla osób początkujących. Od A2 jak najbardziej, ale część rzeczy tłumaczona jest po angielsku, więc osoba bez żadnej znajomości języka zapewne tego nie zrozumie, więc po co się denerwować. Myślę, że książki idealne będą od poziomu B1, ale Ci na A2 już też mogą z nich korzystać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tutaj masz rację. Sam się zastanawiałem pisząc recenzję, czy brak tłumaczenia nie będzie przeszkadzać osobom początkującym. Uznałem jednak, że druga część jest tak fajna (plany tygodniowe), że szkoda byłoby ich tego pozbawiać;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeżeli tytuł jest naprawdę dobry to jestem wstanie wydać na niego sporo. W końcu kiedy uczę się sama to nie jestem wstanie go przerobić prędzej niż pół roku czy rok (w zależności ile ma stron). Jeżeli więc podzielisz cenę na okres w jakim się uczysz wychodzą grosze. W tym czasie wydałoby się 10x albo i więcej na zajęcia z nauczycielem. Dlatego moim zdaniem, mimo że rzeczywiście pierwsze cena może przerażać, muszę przyznać, że nie są one aż tak drogie jakby mogły być.

    Z internetu też się lubię uczyć, ale tam każdy może napisać wszystko, więc u mnie zawsze podstawą będzie książka, dopiero później internet, chyba że mowa o kursach internetowych, ale one też są zazwyczaj płatne :) Co prawda mniej niż prywatne, ale nadal...

    No ja też mam angielski na uczelni, ale z podręcznika zrezygnowałam. Mamy o wiele niższy poziom, niż ja ukończyłam, więc stwierdziłam, że nie ma sensu, żeby po raz kolejny uczyła się poziomu A2, dlatego olałam to i nie kupiłam. W tym roku w ogóle do niego nie zaglądamy tylko jedziemy albo na kserówkach, albo bez żadnych materiałów...

    OdpowiedzUsuń
  12. O właśnie, wiedziałam, że o czymś w tej mojej opinii zapomniałam :O Jak mogłam nie wspomnieć o drugiej części książki... dzięki za przypomnienie, zaraz wyedytuję post, bo to aż wstyd o tym nie wspomnieć :P

    OdpowiedzUsuń
  13. Ech, motywacja i jej brak... Skąd ja to znam. Teraz motywuję się, by ponownie podjąć naukę włoskiego. Okazuje się, że takie zmotywowanie się jest naprawdę trudniejsze niż nauka w ogóle ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. O, zostałem wyróżniony w poście, jak mi miło :) Jeśli chcesz się zapoznać z moją opinią to zapraszam: http://librimagistri.blogspot.com/2014/01/jezyk-obcy-w-rok-z-agnieszka-drummer.html Moja opinia jest zbliżona do Twojej :)

    OdpowiedzUsuń
  15. fajna sprawa z chęcią się mu przyjrzę;)

    OdpowiedzUsuń