"Misjonarze z Dywanowa" to typowo męska lektura o czym sam autor pisze już na samym początku książki: "Jeśli więc nie masz skończonych osiemnastu lat, masz awersję do takiego słownictwa (przekleństw) albo jesteś kobietą - choć znam kilka, które posługują się owym językiem w sposób mistrzowski - odłóż książkę na półkę, bo ona nie jest dla Ciebie przeznaczona". Sama skończone osiemnaście lat mam, awersji do przekleństw nie, ale jestem kobietą. Powinnam książkę odłożyć na półkę a najlepiej odesłać wprost do autora. Mimo wszystko cały ten wstęp nie przeszkodził mi w otwarciu się na coś nowego, na coś, po co normalnie raczej nie sięgam. Wojsko to nie moja tematyka, nigdy też specjalnie się nim nie interesowałam, ale w ramach otwierania się na nowe spróbowałam i wiecie co?... Naprawdę nie żałuję!
Władysław Zdanowicz jest osobą, która lubi opowiadać i której to opowiadanie bardzo ciekawie wychodzi. Autor potrafi tak dobierać słowa, że czytelnik czuje się oczarowany i po prostu nie potrafi odłożyć książki. W każdym razie było tak w moim przypadku. Uczciwie przyznam, że książkę czytałam bardzo długo. Chyba jeszcze nigdy jednego tytułu nie podczytywałam przez tak długi czas. I nie myślcie, że jest to spowodowane tym, że książka mnie nudziła - wręcz przeciwnie. Uważam, że zbrodnią byłoby przeczytać ten tytuł w dzień, czy dwa. Sama może troszkę przesadziłam, ale mimo wszystko się cieszę, że nie "łyknęłam" jej na raz i pozwoliłam sobie rozkoszować się tym, co przygotował dla mnie autor.
Po raz pierwszy pokuszę się o to, że nie streszczę Wam treści książki. Moim zdaniem sami powinniście ją odkryć a ja nie chcę Wam psuć zabawy! Wystarczy Wam świadomość, że książka jest o wojsku i o misji w Iraku a resztę proponuję żebyście sami odkryli. Na pewno sprawi Wam to więcej radości, niż czytanie o tym, na moim blogu. Wiem, że to nie jest łatwe, ale w tym wypadku musicie uwierzyć mi na słowo.
Ogromnym plusem książki są jej bohaterowie. Barwni, charakterystyczni, tacy których albo lubimy, albo nienawidzimy, ale cały czas z uśmiechem na twarzy. Przy tym tytule chyba nie można nie wspomnieć o Piotrze Leńczyku. Początkowo wyszkolony wojskowy, który wybiera się na misję w Iraku, z powodu kilku wypadków staje się wiecznie nienażartym żółtodziobem, który mówi zanim pomyśli, ale wpada też na proste pomysły, których inni nawet nie biorą pod uwagę. Postać ta skradła moje serce i z każdą kolejną stroną zastanawiałam się, co jeszcze ten bohater nawywija i z czego przyjdzie mi się śmiać. Jeżeli chodzi o największy minus tego tytułu to zbyt długie rozdziały. Czasami mam tylko chwilkę by poczytać, albo robię się zmęczona i chcę iść spać, więc wolę czytać do końca rozdziału. Tutaj było to trudne, ponieważ książka ma dość duży format co sprawia, że jednej stronie poświęcamy więcej czasu a więc nie zawsze miałam możliwość doczytać rozdział do końca.
"Misjonarze z Dywanowa" to książka pełna humoru, mimo tak naprawdę dość trudnego tematu jakim są misje na wojnach za granicą. Ukazuje ona biurokratów, którzy rządzą wojskiem, zwykłych wojskowych, ale też podejście wojskowych pochodzących z innych krajów. Autor pokazuje ograniczone umysły naszych rodaków, które czują się lepsze, ponieważ zdołały już coś osiągnąć i zdobyć w wojsku pozycję, ale przy zderzeniu z inną kulturą i innym podejściem stają się po prostu bezradne. Muszę przyznać, że autor i jego książka są dla mnie jednym z odkryć roku i naprawdę zdziwiłam się, że ten tytuł aż tak bardzo mi się spodobał.
Przyznam szczerze, że dość spontanicznie, po rozmowie z autorem, zgodziłam się zapoznać z tym tytułem i go zrecenzować i cały czas bałam się, że okaże się to sporym błędem. Nie lubię oceniać książki nisko tylko dlatego, że nie należy ona do kręgów literatury, którą zajmuję się zazwyczaj, ale też nie chciałam zostawić tej książki z jakimś głupim komentarzem, który w ogóle nie tyczy się jej treści. Na szczęście zostałam oczarowana i mile zaskoczona i żałuję tylko, że tak bardzo martwiłam się tym tytułem. Polecam tę książkę każdemu, bo tak zabawnych książek nie spotyka się na każdym kroku i nie spotyka się też często autorów, którzy mają taki dar opowiadania historii. Bo Pan Władysław Zdanowicz zdecydowanie go posiada i życzę autorowi wielu sukcesów. Już teraz można znaleźć jego książkę w wersji elektronicznej na Amazonie, ale wiem też, że prowadzone są rozmowy z Francuskim wydawcą na temat tłumaczenia jego tytułu w tamtej części świata. Autorowi należą się naprawdę wielkie brawa, szczególnie że za wydawanie książek i promocję zabrał się sam i trzymam kciuki za sukcesy zarówno w kraju jak i za granicą!
Tytuł: Misjonarze z Dywanowa czyli Polski Szwejk na misji w Iraku cz. 1 - Pinky, czyli nowicjusz Autor: Władysław Zdanowicz Wydawnictwo: Księgarnia Zdanowicz Liczba stron: 455 |
"Misjonarze z Dywanowa" to książka pełna humoru, mimo tak naprawdę dość trudnego tematu jakim są misje na wojnach za granicą. Ukazuje ona biurokratów, którzy rządzą wojskiem, zwykłych wojskowych, ale też podejście wojskowych pochodzących z innych krajów. Autor pokazuje ograniczone umysły naszych rodaków, które czują się lepsze, ponieważ zdołały już coś osiągnąć i zdobyć w wojsku pozycję, ale przy zderzeniu z inną kulturą i innym podejściem stają się po prostu bezradne. Muszę przyznać, że autor i jego książka są dla mnie jednym z odkryć roku i naprawdę zdziwiłam się, że ten tytuł aż tak bardzo mi się spodobał.
Przyznam szczerze, że dość spontanicznie, po rozmowie z autorem, zgodziłam się zapoznać z tym tytułem i go zrecenzować i cały czas bałam się, że okaże się to sporym błędem. Nie lubię oceniać książki nisko tylko dlatego, że nie należy ona do kręgów literatury, którą zajmuję się zazwyczaj, ale też nie chciałam zostawić tej książki z jakimś głupim komentarzem, który w ogóle nie tyczy się jej treści. Na szczęście zostałam oczarowana i mile zaskoczona i żałuję tylko, że tak bardzo martwiłam się tym tytułem. Polecam tę książkę każdemu, bo tak zabawnych książek nie spotyka się na każdym kroku i nie spotyka się też często autorów, którzy mają taki dar opowiadania historii. Bo Pan Władysław Zdanowicz zdecydowanie go posiada i życzę autorowi wielu sukcesów. Już teraz można znaleźć jego książkę w wersji elektronicznej na Amazonie, ale wiem też, że prowadzone są rozmowy z Francuskim wydawcą na temat tłumaczenia jego tytułu w tamtej części świata. Autorowi należą się naprawdę wielkie brawa, szczególnie że za wydawanie książek i promocję zabrał się sam i trzymam kciuki za sukcesy zarówno w kraju jak i za granicą!
Niestety, ale to nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńFenomenalna książka prawda? :-) Niby taki temat komplenie nie powinien nas interesować a jak fantastycznie to się czyta. Choć boję się pomyśleć, ile może w niej być prawdy...
OdpowiedzUsuńSam tytuł skojarzył mi się od razu z osobami, które swoje życie poświęcają dla innych i to jest też skutek na przyciągnięcie mnie do tej książki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Paweł Zieliński
http://twojwybortwojaprzyszlosc.blogspot.com/
Raczej nie sięgam po książki o podobnej tematyce, ale Twoja recenzja jakoś mnie jednak przekonała ;)
OdpowiedzUsuńNie czuję się przekonany. A te przekleństwa trochę mnie odstraszają i mam tylko szesnastkę na karku, więc spasuję. :)
OdpowiedzUsuńŁacina podwórkowa mnie nie przeraża choć jestem kobietą, a i na karku "18 z haczykiem" od jakiegoś czasu, więc w poprzek własnym zainteresowaniom, w ramach eksperymentu literackiego — się pokuszę... Dobra książka nie jest zła — jeśli jest dobra. ;)
OdpowiedzUsuńKurczę... No, mam mieszane uczucia. Twoja recenzja jest świetna, ale to zdecydowanie nie moje klimaty...
OdpowiedzUsuń