27 sierpnia 2013

Czy gry komputerowe to naprawdę takie wielkie zło?


Często się słyszy, że to strata czasu, że spędzamy tylko długie godziny przed komputerem, które moglibyśmy poświęcić na coś produktywnego, na coś, co opłaci nam się w przyszłości. Po co grać w kolejną część simsów, need for speed, GTA, czy jakieś strzelanki. Osoby, które lubią grać się burzą, bo to w końcu ich hobby, coś co lubią robić a Ci którzy nigdy nie grali z góry utwierdzają się w przekonaniu, że wolą zająć się czymś innym, bo nic dobrego z grania nie będą mieli.

Którzy według Was mają rację? Po której stronie stoicie w tym momencie i jaka jest Wasza postawa? Z góry skazujecie grających w gry na porażkę życiową i brak samorozwoju, czy jednak lubicie sobie od czasu do czasu albo nawet codziennie w coś pograć? A może sami nie gracie, ale uważacie, że jednak coś fajnego z tego grania można wynieść?

Ja Was dzisiaj jakoś specjalnie przekonywać nie będę, ale napiszę o swojej własnej postawie. Nie wiem czy widać po tym co piszę na blogu, czy nie, ale gram. Gram dosyć często i dosyć dużo. Może nie codziennie przez długie godziny i na pewno nie dużo w trakcie roku akademickiego, ale już w tegoroczne wakacje, większą część weekendu i czasami kilka godzin w ciągu tygodnia zajmuje mi gra online. Tak naprawdę są dwie, ale jedna jest przeglądarkowa i tam zaglądam z doskoku w zupełnie wolnym czasie, więc się nie liczy, ale druga jest już normalną grą, która pochłonęła mi naprawdę sporo czasu. Ci którzy grają bardzo dużo to dla nich moje wyniki to nic, ale Ci którzy nie grają prawie w ogóle, albo sporadycznie będą zszokowani. Ostatnio sprawdziłam swoje statystyki i w ciągu dwóch i pół roku spędziłam online całe 42 dni mojego życia!! Gram w tę grę od bodajże 5 lat, więc podejrzewam, że tak all in all uzbierają się jakieś 3 miesiące. Powiecie masakra, ale...

To nie tak do końca stracone 42 dni mojego życia. Część z Was pewnie się dziwi, zastanawia się, dlaczego osoba, która pisze o motywacji i samorozwoju spędza tyle czasu w internecie, zamiast pouczyć się tego nieszczęsnego niemieckiego, na który tyle narzeka albo nie pójdzie poćwiczyć, skoro mówi, że chce schudnąć. Ale nie tak szybko... Gra w którą gram, na pozór może Wam się wydać bez znaczenia, ale dla mnie ma ogromne i mam do niej sentyment. Mianowicie, gra nazywa się Urban Terror i jest internetową grą, w której masz swoją postać, biegasz z bronią i zabijasz przeciwników. Są różne rodzaje rozgrywek, ale w to akurat nie będę się zagłębiać, bo nie o tym mowa. Gra się w nią na serwerach z innymi ludźmi, którzy w danym momencie są online (dla niezorientowanych a jednak coś kojarzących - to jest taka troszkę inna wersja popularnego CS'a). No i tutaj zaczyna się cała zabawa...


Dla mnie to nie jest tylko i wyłącznie sposób na odreagowanie albo zabawa, która pochłania długie godziny. To nie jest gra, która sprawia, że zapominam o całym świecie, gram i nie mam z tego żadnych korzyści. Zatem co zyskałam grając? Po pierwsze znajomych na całym świecie. I nie, nie śmiejcie się tutaj. Dajcie mi najpierw wyjaśnić - nie jestem internetowym freakiem, który nie ma znajomych w realu i szuka ich w internecie. Serwer, na którym gram jest międzynarodowy, więc poznałam ludzi z praktycznie każdego zakątka kuli ziemskiej. Z niektórymi utrzymuję całkiem fajny kontakt, więc jeżeli tylko będę miała możliwość podróżować do ich miast, mam gdzie się zatrzymać, co jest ogromnym plusem, dla osoby, która podróżować planuje dużo. W dodatku, często spotykamy się na TeamSpeaku (dla niezorientowanych - coś jak Skype, tylko bez kamerki i każdy rozmawia z każdym) i rozmawiamy. A żeby nie było kolorowo zero polskiego, bo i Polacy tam zbyt często nie zaglądają. Główny język to oczywiście angielski, ale bardzo często używane są też niemiecki, hiszpański, francuski i cała masa innych. Tak naprawdę dzięki tej grze i wielogodzinnych rozmowach nauczyłam się mówić po angielsku. Nadal robię dużo błędów, ale nie mam problemów z nawiązaniem swobodnej dyskusji na jakikolwiek temat, z każdym się dogadam i praktycznie każdego zrozumiem (wyjątkiem jest niestety Szkot, którego za żadne skarby nie mogę rozgryźć xD).

Tak więc mimo, że początkowo byłam przerażona tymi 42 dniami spędzonymi online, szybko doszłam do wniosku, że gdybym cofnęła się w czasie, zrobiłabym to samo. Mimo, że przez te 42 dni mogłabym zrobić naprawdę dużo to wiem, że osiągnęłam jeszcze więcej. Nic nie zastąpi rozmów z druga osobą, nawet jeżeli siedzi ona przed komputerem w Paryżu, Amsterdamie, Meksyku czy Tunisie. To dzięki tej grze nauczyłam się mówić po angielsku i zniosłam swoje wszystkie bariery, to dzięki tej grze spotkałam fantastycznych ludzi, z którymi mam nadzieję się kiedyś spotkać osobiście (co już powoli wdrażam w życie, ale to już temat na kolejny post! ;)) i to dzięki tej grze szlifuję teraz inne języki. Na porządku dziennym jest witanie się i krótka konwersacja w języku danego native speakera (tak, po Polsku coraz częściej teraz też!). Może to niewiele, ale od czegoś trzeba zacząć a takie ćwiczenia naprawdę wiele dają. Dzięki tej grze zobaczyłam, że z hiszpańskim radzę sobie lepiej niż mogłabym przypuszczać i podstawową konwersację (bardziej pisemną, niż jeszcze ustną) jestem wstanie poprowadzić. Utwierdziłam się też w przekonaniu, że nawet moje podstawy z niemieckiego leżą, więc czas najwyższy nad nimi popracować. To dało mi dużego kopa i sporą dawkę motywacji do dalszego działania. Odważyłam się napisać a potem odezwać a to naprawdę duży krok podczas nauki języka, więc wiem, że teraz pójdzie już tylko z górki ;)

Nie będę Was jakoś specjalnie nakłaniać do grania w gry, bo nie każda da Wam coś z siebie. Simsy raczej nie wniosą do Waszego życia nic ciekawego, chyba że chcecie nauczyć się ich języka (Simlish - tak, w internecie można znaleźć słowniki tłumaczące z angielskiego na Simlish), ale są gry, które oprócz rozrywki i możliwości odstresowania się, dają nam możliwość samorozwoju, co dla niektórych może wydawać się nieprawdopodobne. No bo powiedźcie mi.. podejrzewalibyście, że strzelanka online może pozwolić mi rozwijać swojego zainteresowania i własną osobę? Ja na pewno nie, ale teraz wiem, że nie należy oceniać książki po okładce i czasem warto spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy! Jako dzieciak grałam też w gry typu Faraon, Kleopatra czy Zeus, Pan Olimpu i dzięki nim nie miałam problemów w szkole z rozróżnieniem eksportu i importu co niestety moim rówieśnikom sprawiało dużo problemów i potrafiłam z pamięci wymienić każdego starożytnego boga i opisać czym się zajmuje, co było przydatne na lekcjach historii i polskiego.


I co sądzicie na ten temat? W jakiś sposób udało mi się udowodnić, że NIEKTÓRE gry komputerowe poza dawaniem nam czystej rozrywki i niestety zabieraniem ogromnej ilości czasu mogą ułatwić i pomóc w edukacji? Czy nadal twardo stawiacie na swoim i nic nie zmieni Waszej opinii? A może sami macie podobną historię jak moja? Chętnie poczytam Wasze opinie i jak zwykle zapraszam do dyskusji! No i gratuluję tym, którzy dotrwali do końca i przeczytali całość - jestem pod wrażeniem, bo dzisiaj wyjątkowo poszalałam ;)

27 komentarzy:

  1. Ja bardzo lubię gry komputerowe, życie oddam za Mafię i Heroes'a! GTA też bardzo lubię i wyścigi samochodowe... w liceum nasza wychowawczyni bardzo jechała chłopaków za to, że gry wzbudzają agresję, niszczą mózg i takie bzdety, na co wtedy ja - najlepsza uczennica - się odezwałam "Ja też gram i co?!" :D Zatkało ją :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja oczywiście się zgodzę, że część gier jest zła i w ogóle be, ale to jak z filmami. Część wzbudzi agresję i nie powinna być oglądana przez niektórych ludzi, ale istnieją też dobre filmy, warte obejrzenia. Z grami jest to samo. Są te złe, które marnują tylko nasz czas, ale są też takie, które jednak coś z siebie dadzą, nawet jeżeli korzyść jest niewielka ;)

      Usuń
  2. Myślę, że w grach online jest właśnie najfajniejsze to, że można poznać mnóstwo ciekawych ludzi z różnych zakątków świata i poćwiczyć języki. Sama mam kilku naprawdę dobrych znajomych z takich "miejsc" (z jednym utrzymuję kontakt już od 8lat!), ale nie uważam się za jakiegoś freaka, chociaż spędzam znacznie więcej czasu na grach niż ty. Kiedyś godzinami grałam w CABALa i Terrę, teraz staram się mniej grywać online, bo za bardzo się wciągam. Wolę wieczór spędzić grając w Dragon Age'a, Gothica, Resident Evil czy Mass Effecta. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo super! A myślałam, że tylko ja jestem jakimś wyjątkiem, który ma znajomych z internetu xD

      Usuń
    2. A widzisz, jednak nie. Ja mam akurat bardzo, hm... NIETYPOWYCH znajomych z tych stron. Między innymi Hiszpana, który śpiewa w death metalowym zespole i dziewczynę, która nie dość, że urodziła się tego samego dnia, tego samego roku, to jest w szkole wojskowej, żeby zostać "super agentem" (wcześniej chciała zostać ninją). Obojga poznałam w realu i utrzymujemy ze sobą kontakt. Reszta to w sumie pozytywnie zakręceni studenci itp., ale ta dwójka, którą Ci przedstawiłam, to wręcz unikaty! Gdzie indziej poznałabym takich ludzi? :)

      Usuń
  3. Mój mężczyzna po naprawdę stresującej i obciążającej pracy relaksuje się właśnie grając i nie widzę w tym absolutnie nić niewłaściwego. Zaglądając mu czasem przez ramię sama nabieram chęci na pogranie,ale czuję że bym się wciągnęła, a i tak brakuje mi na wszystko czasu:) Dlatego stwierdzam, że jeśli dożyję emerytury to wtedy zacznę grac:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, gry są od tego, żeby relaksować, ale trzeba znać umiar, którego niektórzy nie mają. Ja sama często weekendami przesadzam z ilością spędzanego czasu przed grą, ale moje sumienie jest ratowane właśnie przez fakt, że wiem, iż te np. 8 godzin nie jest do końca zmarnowane, że nie był to tylko czas na odstresowanie (który mógłby by 8x krótszy), ale był to też czas na naukę, poprzez rozrywkę ;)

      Usuń
    2. Ja tam nie widzę nic złego w tzw marnowaniu czasu:) Żyjemy w czasach które zmuszają nas do ciągłej pracy choćby nad sobą, a jeśli ktoś przyznaje się do tego że np wolny czas poświęca na gry ( nie mające nic wspólnego z edukacją) jest potępiany. Ale dlaczego? Ja tam czasem snuję się po domu bez celu i dzięki pracy nad sobą nie mam już wyrzutów sumienia,że w tym czasie mogłam całą masę pożytecznych rzeczy zrobić. Żyje się raz i nalezy z tego korzystać :)

      Usuń
    3. Oczywiście, że tak. Ja nie mówię, że nie. Na tę sprawę można spojrzeć z różnych punktów widzenia. Jeżeli i tak na co dzień pracujesz nad sobą to pewnie, że potrzebujesz też chwili odpoczynku i rozrywki, co mogą zapewnić Ci np. gry. Są jednak osoby, które nie robią praktycznie nic i do tego 12 godzin dziennie grają w simsy. O tę różnicę mi chodzi. Jeżeli ktoś gra z głową i pamięta o tym, że jest też prawdziwe życie, w którym powinniśmy się spełniać to niech gra sobie w co chce. Przez post chciałam głównie wyrazić to, że istnieją jednak gry, które oprócz czystej rozrywki dają nam coś jeszcze i nie zawsze można mówić, że jest to tylko bezcelowe marnowanie czasu - apel skierowany głównie do osób, które od gier stronią i uważają je za wielkie zło ;)

      Usuń
    4. To racja, są naprawdę ciekawe gry którą i bawią i uczą:)

      Usuń
  4. Nie kryję tego, że lubię grać w gry, choć w moim przypadku nie jest tak fajne jak u Ciebie - nie gram online. To, jak mówisz, rzeczywiście dużo daje, a to, co robię ja, to raczej marnowanie czasu... Choć na usprawiedliwienie dodam, że nie gram za często, ale co kilka miesięcy wciągnę się w jakąś grę i wtedy spędzam tak dość dużo czasu. Tak, te wakacje też... gram w Gothic, to jedna z moich ulubionych gier :D

    Teraz jeszcze czekam na GTA V, mam nadzieję że dorwę ją dopiero PO moich maturach, a nie PRZED, bo będzie po mnie. Z tego co widzę, szykuje się coś naprawdę świetnego :)

    A co do Simsów... hm, takie granie rodziną simów jest rzeczywiście bez sensu. Tego nigdy nie lubiłam - moje plany na przyszłość związaną z architekturą brały górę i budowałam takie domy, że ciężko było uwierzyć, że takie chaty w ogóle da się w Simach zbudować :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gry są też środkiem na odstresowanie, czy rozrywkę. Jestem absolutnie za tym, żeby korzystać z takich dobrodziejstw, nawet jeżeli nas nie rozwijają, ale pod warunkiem, że nie tracimy przy tym głowy. Sama mówisz, że grasz raz na jakiś czas. Problem by się pojawił, gdybyś codziennie spędzała długie godziny przed ekranem, nie robiąc tak naprawdę nic dla siebie ;)

      A w GTA swego czasu też trochę grałam. Moja ulubiona część to Vice City i dużo pozytywnych wspomnień mam z tym tytułem ;)

      A Simsy też były u mnie hitem i chociaż architekturą jakoś specjalnie się nie interesuję, to właśnie fragment tworzenia rodziny i budowania domu był dla mnie najbardziej interesujący ;)

      Usuń
    2. Kiedyś właśnie z tym przesadzałam. Gdyby rodzice nie odciągali mnie od komputera, mogłabym spędzać przed nim całe dnie. To jest chyba najgorsza strona gier - diabelnie wciągają. Jeśli tylko zna się umiar, to jak najbardziej :)

      Vice City też bardzo lubię, ale moim nr 1 jest San Andreas :) 4 zdecydowanie nie przypadła mi do gustu, niestety. W Simach tworzyć rodziny też lubiłam, ale grać nimi - już nie. :)

      Usuń
  5. Na pewno ćwiczą refleks i uczą pomysłowości :)
    Osobiście uwielbiam grać. Nie tyle, co moi koledzy, ponieważ mam masę innych zainteresowań, ale gdy tylko mam chwilę, siadam przed konsolą i gram. Najbardziej lubię gry akcji i RPG, ponieważ łatwiej mi się walczy wręcz niż strzelając. Na moim prywatnym podium stoi Batman: Arkham City - w tej grze jestem zakochana już od jakiegoś czasu. A gdzieś pod LBP2, Assassin's Creed czy też Bioshock: Infinite.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie wiedzieć, że inni też lubią gry komputerowe i jakąś tam część swojego życia na nie poświęcają. Kiedyś też grywałam w gry RPG, ale teraz ograniczam się tylko do tej jednej strzelanki, na którą często też brakuje mi czasu ;) Nie chcę się wkręcać w nic innego, bo potem się nie oderwę od komputera :D

      Usuń
  6. Lubię gry komputerowe i kiedyś w nie grałam, ale niestety przestałam, ponieważ mój komputer nie wytrzymuje takiego nadmiaru wrażeń. Uwielbiam Simsy i Tomb Raider i jeśli tylko będę mogła będę w nie grała, choć z tym jest bardzo trudno. Grałam również w podobne gry do Twojej, ale niestety również przestałam, no i była to gra raczej po polsku, więc i języka się nie nauczyłam. Za to moja przyjaciółka poleciła mi inną grę i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobała, ale o grze zapomniałam i jakoś jej nie kontynuowałam. Jakoś nie znajduję czasu na granie. Ostatnio jedynie znalazłam na dziadków komputerze "7 Wonders Treasures Of Seven", w którą po raz kolejny się wkręciłam, ale na inne gry raczej nie ma szans. Może kiedyś... Ale wierzę, że poznałaś dużo ludzi i lepiej Ci idzie z językami, bo u wcześniej wspomnianej przyjaciółki było podobnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle zauważyłam, że ludzie, którzy grają w takie gry online i angażują się troszkę bardziej (właśnie w rozmowy z innymi, czy to pisemne czy na TS) o wiele lepiej radzą sobie z językiem. Często trafiam na ludzi, którzy mnie zagadują w różnych językach i okazuje się, że taki trzynastolatek z Brazylii bez problemu potrafi porozumieć się oprócz portugalskiego, po angielsku i hiszpańsku. To daje naprawdę dużego kopa i duże pokłady motywacji, żeby samemu wziąć się do roboty i ćwiczyć języki ;)

      Usuń
  7. Poruszyłaś dość ciekawy temat :) Jeżeli chodzi o mnie, to kiedy byłem młodszy, nałogowo grywałem z Simsy po angielsku. Na początku rozgrywka w obcym języku była dla mnie sporym wyzwaniem, ale z czasem wszystko rozumiałem bez konieczności zaglądania do słownika. Uważam, że gry komputerowe nie są złem pod warunkiem, że mądrze się z nich korzysta i zachowuje umiar. Ja sam, choć staram się nie poświęcać na nie aż tak dużo czasu, czasem lubię pograć w Assassin's Creed albo coś w tym rodzaju. I choć wiem, że wiele się dzięki temu nie nauczę to jednak uważam to za dobry sposób odpoczynku - choć oczywiście nie jedyny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i właśnie zauważyłam, że chłopacy i dziewczyny zresztą też, ale jednak częściej chłopacy, którzy grają w gry, z naciskiem na gry z interfejsem angielskim, znają język o wiele lepiej, niż swoi rówieśnicy. Dla mnie to duży plus, bo oprócz tego, że mają zapewnioną rozrywkę, to coś z tego wynoszą i tak do końca nie marnują swojego czasu ;)

      Usuń
  8. Wszystko zależy od gry oraz wieku w jakim są gracze. Wydaje mi się, że dostęp do gier związanych z przemocą powinien być przesunięty trochę wyżej, aczkolwiek nie da się tego zrobić tak łatwo..;)
    Pozdrawiam Paweł Zieliński
    http://twojwybortwojaprzyszlosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie powinien być przesunięty, ale tak jak mówisz, nie będzie z tym tak łatwo. W dzisiejszych czasach dostęp do przemocy czy to pod postacią gier czy filmów jest bardzo prosty, więc ciężko będzie zabronić dzieciakom sięgać po to wszystko już od początku przygody z komputerem.

      Usuń
  9. Ja uwielbiam gry komputerowe wszelkiego rodzaju, mogę grać i grać, to dla mnie najlepsza rozrywka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A mogłabyś coś fajnego i rozwijającego polecić? :) No i nieschematycznie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... ciężko mi cokolwiek polecać, bo niewiele jest tak naprawdę gier, w które grałam. Zależy też, co byś chciała rozwijać. W poście wymieniłam kilka tytułów, więc możesz je wygooglować i sprawdzić, czy jakiś Ci odpowiada ;)

      Usuń
  11. Kiedyś grałem dość dużo. W gimnazjum sporadycznie. Teraz już w ogóle. Na pewno niektóre gry mogą przynieść jakieś korzyści np. mój kolega nauczył się angielskiego na niezłym poziomie.

    Problem tkwi w doborze gier. Są takie, które (jak wspomniałaś) wnoszą coś do naszego życia. I są takie, które są kompletną stratą czasu.

    Polecam artykuł "W grze to ty jesteś bogiem", który ukazał się kilka dni temu na Frondzie. http://www.fronda.pl/a/swiadectwo-eweliny-w-grze-to-ty-jestes-bogiem-czyli-jak-gry-rpg-zniewalaja-czlowieka,30276.html Mówi właśnie o grach, które nie przynoszą nam korzyści, a wręcz przyczyniają się do zniewolenia nas.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Artykułu nie znałam, więc chętnie przeczytam ;)

      Usuń
  12. Hmmm od wczoraj myślę co napisać... Z jednej strony wszystko jest dla ludzi, byle z umiarem. Z drugiej... Przestałam grać i za nic do tego nie wrócę. Też miałam wirtualnych znajomych z zagranicy, z niektórymi rozmawiałam nawet o bardzo poważnych sprawach ale większość dyskusji obracała się jednak wokół gry i była dość monotematyczna. Inna sprawa że mam aż za dużo prawdziwych zagranicznych znajomych więc jeśli już mam trochę czasu to wolę poćwiczyć język z nimi. ;-) Mówi się że nikt do gry nie przymusza, człowiek gra ile chce ale ... gdy już się wciągnie, wyszukuje coraz więcej powodów by znowu zagrać. To niby relaks ale ... istnieje tyle lepszych form relaksacji, niż siedzenie przed komputerem. Od czasu gdy mam czytnik, nawet czytanie coraz częściej przenoszę z kanapy na salę fitness i dobrze mi z tym. Nie neguję tego co robisz, każdy musi podjąć decyzję za siebie. Skoro sprawia Ci to frajdę i jesteś zdania że czerpiesz z tego korzyści językowe to czemu nie ;-)

    OdpowiedzUsuń