26 października 2013

Tu zawsze jest przed świtem...

Sama nie wiem jak zacząć i co Wam napisać na temat 2312, której autorem jest Kim Stanley Robinson. Po raz pierwszy siedzę przed białym tłem i mam w głowie pustkę. Ciężko jest pisać o książce, która zdobywa nagrody, którą ludzie chwalą a Tobie się nie podobała. Bardzo ciężko. Ale przejdę do rzeczy.

Kto decyduje, kiedy należy działać?

Nikt. Chwila nadchodzi.

Gdyby Ludwig van Beethoven był pisarzem, tworzyłby właśnie takie dzieła – prawdziwe uczty dla wyobraźni i intelektu? 

Jest rok 2312. Postęp naukowy i technologiczny otworzył niewiarygodne możliwości. Ziemia przestała być jedyną bazą ludzkości, skolonizowano cały układ słoneczny wraz z planetami i księżycami pomiędzy nimi. Jednak w roku 2312 sekwencja zdarzeń zmusza ludzkość do konfrontacji przeszłości z teraźniejszością i przyszłością. Wszystko to w śmiertelnym blasku wschodzącego nad Merkurym Słońca.
Tu zawsze jest przed świtem. Merkury obraca się tak powoli, że można iść po jego skalistej powierzchni wystarczająco szybko, by uniknąć wschodu słońca. I wielu ludzi tak robi. Wielu uczyniło z tego styl życia. Podążają mniej więcej na zachód, wyprzedzając zawsze zbliżający się świt.

Tytuł: 2312
Autor: Kim Stanley Robinson
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 4.10.2013r.
Strony: 640
Cena: 49,90zł
Dobra, biorę się w garść i zaczynam od pozytywów, które mnie urzekły. Takim największym, niezaprzeczalnym jest wyobraźnia autora. Kim Stanley Robinson miał wizję świata skolonizowanego, świata, w którym ludzie żyją już na innych planetach, w tym na Merkurym. Na Merkurym, który teoretycznie jest zbyt blisko słońca, by żyć normalnie. Dlatego stworzono miasto na szynach, które porusza się w takim tempie, by zawsze wyprzedzać świt. Autor jest świetnym wizjonerem i pisze o wszystkim w taki sposób, że czytelnik ma wrażenie, że rzeczywiście to miasto i jego mieszkańcy istnieją.

Poza tym, autor fantastycznie ukazał sposób myślenia ludzi. Mogą być oni bezpieczni w mieście i żyć ze świadomością, że kolejny dzień raczej nie będzie ich ostatnim, ale wielu z nich mimo wszystko wybiera samotną wędrówkę, ucieczkę przed słońcem. Wybierają adrenalinę, która napędza ich działania. Nie wiedzą, czy kolejny dzień nie będzie ich ostatnim, czy nie oślepną i nie spalą się, gdy pokusa ujrzenia słońca okaże się zbyt silna.

Kolejna rzecz, o której chciałabym napisać jest zarówno zaletą jak i wadą książki. Mówię tutaj o jej stronie naukowej. Autor poświęcił wiele stron na szczegółowe opisy powstałych technologii, na opisy tego jak coś powstaje, czy jak działa. Jeżeli kogoś interesuje wizjonerstwo autora, które staje się jeszcze bardziej realne dzięki stworzonym przez niego opisom, będzie nimi zachwycony. Mnie jednak książka przez to bardzo nudziła. Czułam się tak, jakbym raz czytała podręcznik do biologii, raz do mechaniki a innym razem jeszcze inny.

Niestety, ale w książce brak jest typowej wartkiej akcji, którą uwielbiam i brak w niej zatrważającej liczby dialogów. Tak naprawdę to jest ich znikoma ilość. Większość to jednak suche opisy, ponieważ autor skupił się bardziej na stronie technicznej. Zazwyczaj nie czytam opinii innych na temat książek, po które mam zamiar sięgnąć, ale u Fenrira skusiłam się na samo podsumowanie i przez cały czas jak czytałam ten tytuł, świtało mi w głowie jedno napisane przez niego zdanie, które świetnie podsumowuje 2312: W tej książce jest zdecydowanie więcej science niż fiction.

3 komentarze:

  1. Węcej science niż fiction? i dominacja suchych opisów, jak dla mnie to za dużo, więc za lekturę podziękuje

    OdpowiedzUsuń
  2. a dla mnie przedstawia się to nawet, nawet ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Być może to książka skierowana do wąskiego grona odbiorców, takie mabitne sci-fi. Nie czytałem, zgaduje, ale przyznam szczerze, że i mnie recenzja bardzo pozytywnie nastawiły. Chętnie przeczytam, zweryfikuje oba punkty widzenia :)

    OdpowiedzUsuń