Ostatnio jestem na etapie przełamywania się i poznawania nowych gatunków literackich, przekonywania się do literatury po którą zazwyczaj nie sięgam i sprawdzania, co jeszcze może mi się spodobać. Tak samo było z Alchemią miłości. Nigdy nie byłam fanką książek historycznych. Być może przez to, że w szkole historii nie lubiłam, z góry założyłam, że i tego typu literatury nie lubię. Jakże mylne to było założenie. Odmieniec mnie oczarował, dlatego też i temu tytułowi postanowiłam dać dojść do głosu. No i muszę przyznać, że przepadłam.
Kiedy w 1582 roku młody Will Lacey został hrabią Dorset, czekało go trudne zadanie. Zmarły ojciec zostawił majątek w ruinie i Lacey musiał jak najszybciej ożenić się z posażną panną, aby uratować swój ród. Na dworze Elżbiety I pełno było takich dam, lecz serce Willa biło mocniej tylko dla Ellie – ślicznej, uczonej dziewczyny, która nie posiadała nic poza bezwartościowym hiszpańskim tytułem. Gdy rodzina nalegała, aby Will poślubił lady Jane, piękną i bogatą szlachciankę, której majątek mógłby podnieść ich ród z upadku, młody hrabia stanął przed odwiecznym wyborem – serce czy rozum? Książka Eve Edwards jest mądrą opowieścią o miłości w trudnych czasach, podległych wielkiej polityce. Anglia, której król Henryk VIII narzucił przejście na protestantyzm, pod władzą Elżbiety I żyje obsesją katolickich szpiegów i zagrożenia ze strony Hiszpanii. Szlachcic z dworu królowej, który zakochał się w dziewczynie z hiszpańskim tytułem, wiele ryzykował…
Tytuł: Alchemia miłości Autor: Eve Edwards Wydawnictwo: Egmont Liczba stron: 383 Cena: 29,99zł |
Autorka na użytek tej książki oglądała wnętrza z epoki i rycerskie turnieje, ale też uczestniczyła w ucztach w stylu elżbietańskim, aby lepiej poznać zasady panujące w tej epoce. Dlaczego o tym wspominam? Moim zdaniem właśnie dzięki takiemu zaangażowaniu w pisanie tego tytułu, pojawiła się tak niezwykła książka. Nie czytałam wielu książek z tego gatunku, więc nie powiem, czy wypada lepiej, czy gorzej na tle innych i czy rzeczywiście autorka jest tak dobra jak mi się wydaje, jednak jako początek przygody z tego typu literaturą, Alchemia miłości będzie bardzo dobrym wyborem, ponieważ jestem pewna, że Was oczaruje tak samo jak mnie. A już w listopadzie kolejny tom serii, który wyczekuję niecierpliwie!
Też nie jestem fanką książek historycznych, ale chciałabym się przełamać i sięgnąć po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu polubiłam książki historyczne i czytając tą odniosłam także pozytywne wrażenia. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo uczestniczenie w ucztach w stylu elżbietańskim nie było chyba ze strony autorki jakimś wielkim poświęceniem ;). Sama chętnie bym w czymś takim wzięła udział... Ciekawe, kto takie rzeczy organizuje?
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, ale z chęcią po nią sięgnę, bo bardzo lubię literaturę historyczną. Tudorowie kojarzyli mi się do tej pory głównie z Philippą Gregory, do której zupełnie nie mogę się przekonać - nie rozumiem po co w jej książkach tyle przekłamań historycznych, skoro prawdziwe historie były nieraz równie pasjonujące! - więc tym bardziej cieszę się, że odkryłaś coś tak udanego.
Pozdrowienia! :)
Ja też mam uraz do książek historycznych spowodowany historią w szkole a w szczególności przez nauczyciela, ale książka sama w sobie jest zachęcająca
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę dorwać książkę w swoje ręce. Każda kolejna pozytywna recenzja na jej temat, tylko zwiększa mój czytelniczy apetyt na nią :P
OdpowiedzUsuń